Józef Warchoł, po udanym debiucie, przegrał pozostałe trzy pojedynki. Koszalinianin ulegał dwukrotnie Januszowi Dylewskiemu, który najwyraźniej ma patent na 50-letniego fightera. Były Mistrz Polski w wyciskaniu sztangi dziewięciokrotnie przegrywał, a wygrywał... dwa razy (dwukrotnie z Warchołem – przyp.red.). - Wszystko było widać w telewizji, dlatego ciężko opisać piątkową walkę. Józef sprowadził gościa do parteru, wypełnił wszystkie zakładane wcześniej założenia. Zaatakował z impetem, pokazał się z dobrej strony – stwierdził na początku Sylwester Dziekanowski, trener Ronin Gold Team.
Józef Warchoł przegrał w pierwszej rundzie, poprzez duszenie zza pleców, jednak na początku walki, to koszalinianin był górą. - Największym błędem Józka było to, że próbował chwycić Dylewskiego za głowę, on się jednak ześlizgnął, wykręcił się i przegraliśmy poprzez duszenie zza pleców – powiedział Dziekanowski.
Mimo przegranej, trener Dziekanowski jest zadowolony ze swojego podopiecznego. - Józef wypełnił wszystkie założenia. Zabrakło naprawdę niewiele, prawdopodobnie kilkunastu sekund. Gdyby nie drobny błąd, to jestem pewny, że walka potoczyłaby się po naszej myśli. Dylewski stracił siły, to było ewidentnie widać, jednak niestety stało się to, co się stało. Muszę jednak przyznać, że jestem bardzo zadowolony z występu Józefa, który naprawdę ciężko pracował, zaliczył spory progres. Jestem przekonany, że większość osób była zaskoczona postawą Warchoła, bo w porównaniu z ostatnią walką, koszalinianin wyglądał znacznie lepiej – skomentował Sylwester Dziekanowski.