Znane powszechnie zasługi sprawiły, że oddano im hołd i podtrzymuje się pamięć wielkich Polaków. Jednak każdy z nich był przede wszystkim człowiekiem, nie wolnym od słabości, przywar, czy zwykłych wpadek w życiorysie. Zapomnijmy na chwilę o „poniku ze spiżu”, gdyż łatwiej docenić patrona jako człowieka, a nie wyidealizowany postument.
Postać Józefa Piłsudskiego inspiruje, a tradycja jego oddziałów do dziś jest kultywowana. W Koszalinie funkcjonuje Związek Piłsudczyków, którego prezesem jest Ryszard Tarnowski. Działalność tej organizacji ma charakter pozarządowy. Stowarzyszenia, propaguje postawę patryjotyczną i narodowościową. Piłsudski, jednak ma na swoim koncie historie związane ze słabostkami. Oprócz ostrego języka, czy bezpardonowego poczucia humoru zasłynął postawa niemal tyrana, ale także kobieciarza. Jego słabość do wdzięków płci przeciwnej była w ówczesnej Polsce pożywką dla plotek. Dziś wiemy o romansach pozamałżeńskich. W 1899 roku poślubił Marię Juszkiewicz, z którą dzielił trudy działalności konspiracyjnej, redagując „Robotnika”. Po perypetiach m.in. osadzeniu w słynnej warszawskiej Cytadeli, małżeństwo zaczęło się sypać w 1906 roku. Na horyzoncie pojawiła się Aleksandra Szczerbińska. Maria konsekwentnie, do swojej śmierci w 1921 roku, nie zgadzała się na rozwód. W tym czasie Piłsudski stał się osobą publiczna z dwójką nieślubnych dzieci Wandą i Jagodą. Dwa miesiące po śmierci pierwszej żony poślubił Aleksandrę. Jednak szczęście nowożeńców nie trwało długo. W 1924 poznał dużo młodszą kobietę, Eugenię Lewicką. Doktor medycyny, która propagowała leczenie kuracjuszy w przez gimnastykę i aktywność fizyczną. Specjalnie dla niej Naczelnik powołał Urząd Wychowania Fizycznego i Przysposobienia Sportowego oraz Państwową Radę Naukową Wychowania Fizycznego, którym przewodził, a w rzeczywistości było to po prostu stworzenie okazji do bycia przy kochance. Do końca swojego życia Piłsudski miał jeszcze jeden, znany nam do dziś, romans pozamałżeński z niejaką Jadwigą Burhatdt.
Mało kto zdaje sobie sprawę, że Władysław Broniewski, jeden z najwybitniejszych polskich poetów, podczas wojny z bolszewikami jako porucznik Orlik zasłużył na Virtuti Militari, czyli najwyższe polskie odznaczenie wojskowe za wybitne zasługi bojowe. W oficjalnym uzasadnieniu napisano: "Broniewski wybiegł przed linię, poderwał kompanię, która brawurowym uderzeniem zdobyła wzgórza, zadając bolszewikom wielkie straty w walce na białą broń". Poeta w swoim pamiętniku, inaczej opisał te sytuację. Oddział Broniewskiego został ugoszczony przez proboszcza suto zastawionym stołem w tym serwując różnego rodzaju nalewki. O zmierzchu zaatakował ich oddział kozacki. Chwiejący się na nogach Broniewski namówił towarzyszy biesiady, aby spuścili go w taczce z karabinem maszynowym ze wzgórza, na którym stała plebania. "Będę ich kosić!" - zapowiedział, zanim ruszył w dół. Tej nocy pijacka szarża poety na taczce zakończyła się przesunięciem całego odcinka frontu. Broniewski w swoich latach młodzieńczych nie odmawiał sobie uciech cielesnych. Kobiet miewał wiele, jednak nawet w swoim pamiętniku jest nad wyraz dyskretny opisując jedynie najciekawsze przygody, choćby libację z oficerami w towarzystwie młodych panien. Dzis drugie Liceum Ogólnokształcące w Koszalinie, pieszczotliwie okreąla się mianem "Bronka".
Historia życia Władysława Hasiora zapewne również skrywa pikantne lub imprezowe perełki, póki co oprócz niepotwierdzonych anegdotek nie wiele się o nich słyszy. Artysta popadł jedynie w niełaskę środowiska przez pewnego rodzaju niesubordynację. Problemy zaczęły się w grudniu 1981 roku. Kiedy władza wprowadziła stan wojenny, Hasior kończył pracę nad wielką wystawą swoich prac w Zakopanem. W nowej pracowni, o którą od lat się starał. Wystawa miała być ukłonem podziękowania artysty. Na otwarciu pojawili się lokalni prominenci, byli też ludzie z Komitetu Centralnego. W stanie wojennym to był rytuał, ale reputacja Hasiora pogarszała się coraz bardziej. Gdy wystawę odwiedził Jerzy Urban, w środowisku zawrzało. Artysta zamiast przystąpić do powszechnego bojkotu otworzył swoją wystawę. Przez reakcje ówczesnej opozycji sam został odsunięty na drugi bieg historii, a jego dzieła, choć wybitne straciły swój blask. Jednak od kilku lat przypomina się Hasiora, a Zespół Szkół Plastycznych w Koszalinie dumnie nosi jego imię.
Romanse Piłsudskiego, zabawy Broniewskiego, czy działanie na przekór niby- słusznej sprawy danego środowiska, jak uczynił to Hasior, tak na prawdę nie rzutują na to, za co się ich ceni. Warto pamiętać, że każdy z nich był człowiekiem z krwi i kości, a nie mitycznymi postaciami o nieskazitelnej postawie. Choć niektóre „przewinienia” patronów mogą bawić lub szokować, to z perspektywy czasu nie grają roli większej niż tylko interesującej anegdoty.