Zbiór kilkunastu obrazów tworzonych za pomocą łączonych technik, które wypełniły przestrzeń galerii są prezentacją wypowiedzi bez cienia wyrazu. Płótna pokryte farbą olejną i kreskami ołówka, to zaiste niespotykana forma łącząca dwa światy: monochromatyczny z żywą kolorystyką. Dzieła jednak nie zachwycają ani tematyką, ani formą. W ledwie widocznych, delikatnych pociągnięciach rysika, zauważyć można akcenty florystyczne. Zabieg tyleż zaskakujący co nudny.
Ołówkowe elementy obrazów sprawiały wrażenie jakby akt twórczy zatrzymał się na etapie szkicu. Przywodzi to jedynie skojarzenia z zahamowaniem i brakiem odwagi. Ekspresja uboga i zachowawcza. Podziwiać jedynie można upór w prezentowaniu swoich dzieł w galeriach i udział w wielu wystawach jakie Nawrocka ma na swoim koncie. W sensie malarskim, twórczość dyplomowanej artystki jest raczej na poziomie początkującej adeptki osiedlowego kółka plastycznego.
Takiż sam był performance, który odbył się podczas wernisażu. Zachowawczy, choć na pierwszy rzut oka przełamujący standardy, bo interaktywny. W gruncie rzeczy był jedynie narcystyczną projekcją własnego przekonania artystki o tym, że jest to sztuka współczesna. W pierwszej części Nawrocka, przecięła płótno blejtramu, następnie przeszła przez powstałą w ten sposób dziurę. Być może był to swojego rodzaju „artystyczny” akt ponownych narodzin.
Druga część performance'u była interaktywna. Artystka podchodziła do kolejnych widzów zakładając im przyozdobione sztucznymi kwiatami ciemne okulary. Po ich zdjęciu zadawała pytanie: „Widziałeś?”. Następnie nożyczkami odcinała kolejne płatki materiałowej, żółtej róży. Performance ingerujący w sferę cielesną odbiorcy na poziomie dziecinnej zabawy. Ostatnia część performance'u rozpoczęła się prośbą, aby te osoby, które chcą w tym momencie do kogoś zadzwonić, wykonały telefon. Następnie Nawrocka podchodziła do danej osoby z kamieniem, który przykładała do ucha tak jak trzyma się komórkę.
Dzieła Nawrockiej przedstawione w słowie wstępnym jako sztuka współczesna, nie prezentują niczego poza kunsztem w zapełnianiu przestrzeni płótna. Kontrastują w stopniu znacznym z ekspozycją „Osieki 1963-81”, którą trzeba przejść, aby dostać się do maleńkiej przestrzeni wystawienniczej Galerii Antresola. Kontrast jest tak jaskrawy, że warto się udać i skonfrontować się z nim w zakresie własnej wrażliwości.