Kotwica od pierwszych minut spotkania chciała udowodnić, że nie przyjechała do Koszalina po jak najmniejszy wymiar kary. Kołobrzeżanie zdobyli sześć punktów z rzędu – wszystkie z kontry i trener Milicić był zmuszony poprosić o czas już po niecałych trzech minutach. Akademikom najlepiej wychodziła współpraca z Darrellem Harrisem, który prezentuje ostatnio najrówniejszą formę ze wszystkich koszykarzy AZS.
Kotwica grała ambitnie, nie poddawała się. Graczom trenera Mrożka nie brakowało wolnych pozycji, a skuteczności. Goście z uporem maniaka wchodzili pod kosz Akademików. Nie raz nadziewali się na blok Darrella Harrisa, a czasami udawało im się zdobywać cenne punkty. Koszalinianie nie błyszczeli w ofensywie, mieli problemy z wykończaniem akcji.
Gospodarze nie potrafili powstrzymać Kotwicy i tym samym po piętnastu minutach, kołobrzeżanie wyszli na trzypunktowe prowadzenie. Kołobrzeżanie nie prezentowali kosmicznego basketu, jednak koszalinianie również nie pokazali niczego szczególnego. Na pochwałę zasługiwał Bartłomiej Wołoszyn, który w drugiej kwarcie ciągnął wynik dla AZS. Po pierwszej połowie gospodarze schodzili z dwupunktową stratą, mimo że Kotwica rzucała z 52 procentową skutecznością, a koszalinianie z ...28 procentową.
Druga połowa zaczęła się po myśli Akademików. Koszalinianie zaliczyli serię 16:5 głównie dzięki lepszej obronie i bardziej zorganizowanej ofensywie. Po przerwie wziętej przez trenera Mrożka, Kotwica zaczęła grać znacznie lepiej. Rafał Bigus nic nie robił sobie z defensywy Cezarego Trybańskiego i zdobył sześć punktów z rzędu. Na szczęście końcówka trzeciej kwarty należała do podopiecznych trenera Milicicia.
W ostatniej części gry Kotwica spuściła z tonu. Kołobrzeżanie popełniali sporo prostych błędów, a koszalinianie bezlitośnie je wykorzystywali. Akademicy kontrolowali przebieg spotkania, nie dawali Kotwicy szans na odrobienie wszystkich strat. Mimo to należy przyznać, że podopieczni trenera Tomasza Mrożka zaprezentowali się z dobrej strony.