Patryk Pietrzala: W ostatnich startach udowodniłeś, że należysz już do światowej czołówki kitesurfingu. Opowiedz o tym, jak zaczęła się Twoja przygoda z tym sportem, który jak na razie nie jest zbyt popularny w naszym kraju.
Maks Żakowski: Wszystko zaczęło się jakieś 12 lat temu, kiedy dzięki mojemu tacie pierwszy raz usiadłem za sterem malutkiej łódeczki i przepłynąłem pierwsze metry na wodzie. Przez 10 lat trenowałem w MKR Tramp w Mielnie właśnie na łódkach, jeździłem na zawody, zgrupowania, miałem do czynienia z wieloma trenerami, od których bardzo dużo się nauczyłem. Swoją przygodę z latawcem rozpocząłem w wieku 16 lat, pod okiem dziadka. Może to dziwnie brzmi, ale kitesurfingu nauczył mnie mój dziadek, który jako jeden z pierwszych w Polsce zaczął uprawiać ten sport. Pierwszy rok pływałem dla zabawy, nie myślałem o ściganiu się z latawcem. Szybko zmieniłem swoje zdanie po pierwszych plotkach, że kitesurfing ma szansę stać się dyscypliną olimpijską i łódkę zamieniłem na deskę. Dzięki wcześniej zdobytemu doświadczeniu żeglarskiemu, wsparciu rodziny, a następnie sponsorów udało mi się dołączyć do czołówki, jednak przede mną jeszcze dużo pracy i godzin spędzonych na wodzie, wszystko po to, by móc rywalizować o najwyższe trofea i dzięki temu spełniać swoje marzenia. Myślę, że kitesurfing z roku na rok staje się coraz bardziej popularny, nie tylko w Polsce lecz na całym świecie. Sprzęt nie jest już tak drogi jak kiedyś, jest wiele szkółek, a latem mamy znakomite warunki do uprawiania tego sportu.
Startując w turniejach, miałeś okazję podróżować po całym świecie. Który kraj zrobił na Tobie największe wrażenie?
- Nie ukrywam, że ogromną zaletą bycia zawodnikiem jest to, że zawody odbywają się na całym świecie. Lubię podróżować, pływać w nieznanych mi dotąd miejscach i poznawać nowych ludzi, wiele można się dzięki temu nauczyć. Ciężko jest mi ocenić, który kraj zrobił na mnie największe wrażenie, ponieważ
każde miejsce ma w sobie coś niepowtarzalnego. W zeszłym roku byłem w Australii i na pewno chciałbym tam jeszcze wrócić. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie także mała kolumbijska wyspa - San Andres, gdzie ludzie chodzą cały czas uśmiechnięci, panuje typowo karaibski klimat, a przede wszystkim są świetne warunki do pływania. Cały czas jednak podtrzymuję swoje zdanie, że najbardziej lubię pływać u siebie na Bałtyku, może wiatr i fale nie są tu najlepsze, ale nasze morze ma w sobie „to coś”.
Czy był ktoś, na kim się wzorowałeś, czy jesteś po prostu samoukiem?
- Tak jak wcześniej wspomniałem, pierwszym nauczycielem był mój dziadek. Gdy jestem w Polsce, to codziennie do niego dzwonię z pytaniem „czy wieje” i ,,czy idziemy na wodę”. Dzięki doświadczeniu żeglarskiemu nie miałem problemu ze startowaniem w zawodach, a technikę prowadzenia deski, ustawień latawca, itd. uczyłem się od innych zawodników.
Co jest jak do tej pory Twoim największym osiągnięciem?
- Moim największym osiągnięciem jest nauczenie mojej siostry pływania na „kajcie” - nie było łatwo!(śmiech) A tak na poważnie, w zeszłym sezonie udało mi się zdobyć Mistrzostwo Polski, wygrywając z Błażejem Ożógiem i Tomkiem Janiakiem - zawodnikami o wiele bardziej doświadczonymi, należącymi do
ścisłej światowej czołówki. W czasie zawodów w Jastarni wygrałem większość wyścigów, co było sporym zaskoczeniem, sam na początku nie mogłem w to uwierzyć.
Czy kitesurfing jest sportem, z którego mógłbyś utrzymywać się w przyszłości?
- Myślę, że jest to możliwe, ale póki co cieszę się, że nie muszę prosić rodziców o pieniądze na wyjazdy czy sprzęt. Planuję najpierw skończyć studia, a później myśleć o zawodowym uprawianiu sportu.
Jak zareagowałeś na organizację zawodów kitesurfingu w Mielnie? Wiem, że Firmus Group chce inwestować w podobne wydarzenia. Dla Ciebie, jako jedynego przedstawiciela z naszego regionu, ma to chyba ogromne znaczenie, prawda?
- Bardzo się ucieszyłem! Myślę, że nasze okolice mają ogromny potencjał do uprawiania sportów wodnych, a dzięki takim imprezom możemy to udowodnić. Do tego pływanie „przed własną publicznością” to czysta przyjemność i dodatkowa motywacja. Trzymam kciuki za tegoroczne Mistrzostwa Europy, które odbędą się w Mielnie. W ostatnim czasie rozmawiałem z wieloma zawodnikami z Ameryki Południowej, którym bardzo zależy, żeby przyjechać do nas do Polski. Chciałbym podziękować mojej trenerce - Magdzie Węgielnik oraz Prezesowi Zarządu Firmus Group - Steinowi Christianowi Knutsenowi za organizację i promocję kitesurginu w naszym regionie.
Jaki jest Twój najbliższy cel?
- Do maja nie mam w planach żadnych zawodów. Kilka dni temu zakończyły się zawody na Kajmanach, gdzie aktualnie przebywam i zostanę przez jeszcze parę dni, żeby potrenować z lokalnymi zawodnikami. W poniedziałek wylatuję do Egiptu na zgrupowanie klubowe. Powrót do Polski planuję na początku kwietnia. Sezon w Polsce rozpoczynamy w Szczecinie, w pierwszy weekend maja. Najważniejsze zawody tego sezonu dla mnie to Mistrzostwa Polski oraz Mistrzostwa Świata w lipcu i oczywiście Mistrzostwa Europy w Mielnie.
Na koniec pytanie związane z zatwierdzeniem kitesurfingu jako nowej dyscypliny sportowej na Igrzyskach Olimpijskich. Mógłbyś nam przybliżyć nieco ten temat?
- Całe zamieszanie z Igrzyskami Olimpijskim powstało 2 lata temu, kiedy to kitesurfing został włączony do programu IO w Rio 2016, jednak przy jednoczesnym wykreśleniu z listy windsurfingu. Decyzja ta nie spodobała się jednak kilku osobom i przeprowadzono drugie głosowanie, w którym kitesurfing przegrał jednym głosem z windsurfingiem. Myślę, że wyeliminowanie windsurfingu byłoby niesprawiedliwe, obie dyscypliny zasługują na miano dyscypliny olimpijskiej. Na Igrzyska w 2020 roku MKOL zapowiedział dodatkowy medal dla kitesurfingu, jednak oficjalnie zostanie to potwierdzone dopiero za 2 lata.