- Gratuluję nowej, jakże odpowiedzialnej, funkcji. Proszę zdradzić, co sprawiło, że został Pan prezesem w niełatwych czasach?
- Jest pewną tradycją, że prorektor odpowiedzialny w uczelni za sprawy studentów obejmuje tę funkcję. Sport to przecież ważna dziedzina życia studenckiego. Z drugiej strony, sport jest mi bliski. Niegdyś sam byłem zawodnikiem, grałem w piłkę siatkową w drużynie uczelnianej podczas mojego stypendium we Francji. Dziś oczywiście nie gram, ale kibicuję, szczególnie polskim drużynom siatkarskim, czy piłki nożnej. Bywam na meczach naszych piłkarek ręcznych, nieco rzadziej, kiedy tylko pozwala mi czas, dopinguję koszykarzy.
- Czyli dziś jest to bardziej bierne, niż aktywne zainteresowanie sportem?
- Może nie do końca, ponieważ w późnym wieku, czyli całkiem niedawno, spróbowałem swoich sił w narciarstwie. Co prawda narciarz ze mnie przeciętny, pamiętający głównie o tym, żeby nie zrobić sobie krzywdy, ale muszę to podkreślić - narciarstwo daje mnóstwo satysfakcji! Staram się raz w roku wykroić tydzień, aby w ramach naszego sportu akademickiego organizowanego przez kolegów ze Studium Wychowania Fizycznego, wyjechać w góry na narty.
- Jaka jest Pańska koncepcja funkcjonowania AZS?
- Prawdziwy sport akademicki powinien rozwijać sekcje, które cieszą się zainteresowaniem studentów, rozbudzać ich aktywnością fizyczną. Sport akademicki musi być otwarty nie tylko dla studentów, ale dla szerokiego grona zainteresowanych, powinien utrzymywać przyjazne relacje z otoczeniem. Mamy wspaniałą halę widowiskowo-sportową przy ul. Śniadeckich, jest druga sala w kampusie przy ul. Racławickiej. Te obiekty w większym zakresie powinny służyć młodym ludziom pragnącym rozwijać swoje sportowe pasje.
- Tymczasem AZS bardziej kojarzy się ze sportem zawodowym.
- Sport zawodowy do tej pory dominował, co wiązało się ze znaczącym udziałem finansowym naszej uczelni w utrzymaniu Klubu AZS Piłka Ręczna. Taki stan rzeczy nie był akceptowany przez większość pracowników Politechniki Koszalińskiej, szczególnie w kontekście trudności finansowych, z jakimi boryka się szkolnictwo wyższe. Obecnie udział Politechniki Koszalińskiej w finansowaniu piłkarek ręcznych będzie "śladowy", a AZS jako klub uczelniany zwróci baczniejszą uwagę na studentów.
- Jest Pan nie tylko prorektorem do spraw studenckich, ale także naukowcem. Jak udaje się to pogodzić?
- Rzeczywiście, obejmując stanowisko prorektora nie zerwałem moich kontaktów naukowych. Jestem członkiem komitetów naukowych PAN – Komitetu Chemii Analitycznej, gdzie pracuję w sekcji badań środowiskowych, Komitetu Inżynierii Środowiska oraz Komitetu Inżynierii Lądowej i Wodnej, gdzie udzielam się w sekcji inżynierii sanitarnej. Jestem również ekspertem Narodowego Centrum Nauki oraz Narodowego Centrum Badań i Rozwoju – to dwie instytucje finansujące naukę polską, dla których opiniuję projekty naukowe (niestety, uzyskanie finansowania w obu tych instytucjach jest ogromnie trudne). Nadal zajmuję się również recenzowaniem prac doktorskich, habilitacyjnych, czy opiniowaniem dorobku osób ubiegających się o tytuł naukowy.
- Czy zatem naukowiec zaabsorbowany tak ważnymi sprawami ma czas na pełnienie społecznych funkcji, czy na całkiem prywatne hobby?
- Społeczne funkcje często traktuję jako hobby. Taka społeczna działalność daje mi mnóstwo autentycznej satysfakcji. Właśnie tak traktuję mój udział w Stowarzyszeniu Wspierania Rozwoju Politechniki Koszalińskiej, czy w Polskim Związku Inżynierów i Techników Sanitarnych – ten Związek w tym roku obchodził 50-lecie istnienia.
- Proszę przypomnieć, od ilu lat jest Pan związany z Koszalinem?
- Przyjechałem do Koszalina w 1970 roku, w trakcie realizacji pracy magisterskiej. I zostałem do dziś. W 1978 roku zdobyłem stopień naukowy doktora nauk chemicznych w Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, później, w 1987 roku, po powrocie ze stypendium we Francji, uzyskałem stopień naukowy doktora habilitowanego w obecnym Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym. W 1997 roku zostałem profesorem tytularnym w zakresie nauk technicznych. Moja dziedzina naukowa to hydrochemia oraz gospodarka odpadami komunalnymi.
- Gdyby ponownie zaczynał Pan karierę naukową, czy wybór padłby na Koszalin?
- Od dzieciństwa marzyłem, aby zamieszkać w pobliżu morza. Moje młodzieńcze marzenia spełniły się w stu procentach. Mieszkam w Koszalinie i nie zamieniłbym tego miasta na żadne inne.
- Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała Alina Konieczna