Nikt w trakcie sezonu nie spodziewał się, że brązowy medal może przysporzyć Akademikom więcej problemów niż korzyści. Medal medalem, ale po zakończeniu rozgrywek zaczęły się schody. Po pierwsze: trzeba było wypłacić graczom premie za sukces. Z małym opóźnieniem wszystkie należności zawodnikom zostały uregulowane. Warto dodać, że klub z Koszalina należy do grona drużyn, które z wypłatami na czas problemów większych nie mają. Okazało się, że klub był gotowy na taką ewentualność. Za to plus. W sumie tylko za to.
Drugim problemem okazały się... kontrakty z polskimi zawodnikami. Liderzy AZS z ubiegłego sezonu, a chodzi tutaj o Łukasza Wiśniewskiego i Pawła Leończyka, byli jednymi z bardziej rozchwytywanych graczy na rynku transferowym. Nie ma w tym nic dziwnego. W końcu „pociągnęli” za sobą drużynę do trzeciego miejsca w Polsce. Ostatecznie Wiśniewski wybrał dwuletni kontrakt z PGE Turowem Zgorzelec, a Leończyk na dwa lata związał się z Treflem Sopot. Prezes AZS podkreśla, że klub nie był w stanie przebić ofert konkurencji, a w tym sezonie zespół będzie opierał się na zawodnikach zza granicy. Nie ukrywajmy, ryzykowne posunięcie. Z graczami ze Stanów Zjednoczonych ściąganymi do naszego kraju jest jak z ruletką: albo się trafi, albo się nie trafi. No chyba, że co do jakiegoś zawodnika ma się pewność, że ten prezentuje równy poziom, jak chociażby Darrell Harris, który zostaje w Koszalinie na kolejny sezon.
Na koniec problem numer 3, który budzi najwięcej kontrowersji. AZS jako brązowy medalista Tauron Basket Ligi nabył prawo do reprezentowania naszego kraju w rozgrywkach Eurocup. Jeżeli nazwa ta nikomu nic nie mówi, to można śmiało porównać te rozgrywki do piłkarskiej Ligi Europejskiej. Występ w Eurocup to ogromna szansa na promocję miasta, hali a także na pozyskanie lepszych zawodników za atrakcyjne ceny. W końcu każdy, jak chociażby Wiśniewski, chce się pokazywać poza granicami kraju. Niestety nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać.
O ile w innych dyscyplinach sportu jest obowiązek, aby czołowe drużyny występowały na arenie międzynarodowej, a za przykład posłużyć może Firmus AZS Politechnika Koszalińska (w przypadku nieprzystąpienia do rozgrywek klub otrzymuje mniejsze premie od ligi), to w przypadku koszykówki takich nakazów i przepisów nie ma. I w taki sposób kluby same decydują, czy chcą, czy nie chcą. Czy je stać, czy ich nie stać na występy w Europie. AZS podjął decyzję, podobną zresztą jak Anwil Włocławek, że na Puchary w Koszalinie pieniędzy nie ma. Brakuje blisko 600 tysięcy złotych, aby w ogóle myśleć o grze w Eurocup. Jedyna korzyść wynikająca więc z medalu to... puchar i medal za zajęcie trzeciego miejsca. Nie tak to powinno wyglądać.
Szkoda, bo była wielka szansa na zaistnienie poza naszym krajem, promocję Koszalina i lokalnego sportu, jednak „z pustego i Salomon nie naleje”. AZS, jeżeli chodzi o finanse, to w dalszym ciągu ligowy średniak. Na nic zdał się Puchar Polski, na nic zdał się także brązowy medal mistrzostw kraju. Sponsorzy w całym kraju nadal koszykówkę omijają szerokim łukiem. Sport ten z roku na rok traci na popularności. Władze PZKosz nie wykorzystały potencjału Mistrzostw Europy, nie wykorzystują także potencjału Marcina Gortata lub nawet byłych legend koszykówki, np. Macieja Zielińskiego i Adama Wójcika.
Koszykówki nie ma także w otwartych kanałach telewizyjnych, a mecze w TVP Sport w rundzie zasadniczej oglądało średnio... 9 tysięcy osób. Sport ten notuje także kolejne spadki w rankingach popularności dyscyplin sportowych w naszym kraju.
Wyobraźmy sobie sami, że udajemy się do potencjalnego sponsora z ofertą sponsorską, a ten zleca swoim ludziom przeprowadzenie analizy dotyczącej popularności koszykówki w kraju. Szanująca się firma zewnętrzna nie oddzwoni i nie odpowie nawet na pozostawioną przez prezesa klubu ofertę uznając ją za zupełnie nieopłacalną i śmieszną. Liczby nie kłamią. Koszykówka sięga dna, a sami o tym mówią byli koszykarze oceniając, że poziom ligi z roku na rok spada w dół. Poziom sportowy = atrakcyjność/popularność. Popularność = pieniądze.
Związek co prawda chciał wspierać kluby występujące w europejskich pucharach. Miało to być około 100 tysięcy złotych z puli kar, jakie płacić miały drużyny bez hali na 3000 osób. Z pomysłu liga się jednak wycofała, wspierania klubów nie będzie. Nawet jeżeli by było, to radziłbym władzom polskiej koszykówki zrobić wszystko, aby sport ten wrócił na prostą, był atrakcyjny dla kibiców, ale przede wszystkim sponsorów. Aby działać dla koszykówki trzeba mieć pasję! Czasami wydaje mi się, że tej brakuje niektórym działaczom z centrali.
Wracając jednak do naszego podwórka, to wszystko zostaje po staremu. Możliwości finansowe AZS pozwalają na wyjście z założenia „może i tym razem się uda”. Czy brązowy medal w jakimś stopniu przełoży się na przyszłość klubu? Nie sądzę... ale obym się mylił.