Aby zasiąść przy biesiadnym stole wraz z Cesarzem i jego świtą nie trzeba było biletu, natomiast należało przestrzegać kilku, z góry ustalonych zasad.
Przede wszystkim przybyć w doskonałym humorze. Wymagany był strój "organizacyjny" jak określiła go pomysłodawczyni imprezy i właścicielka Centrali
Viola Świdroń
. Była to toga, najczęciej zrobiona z prześcieradła lub sztuki materiału na obrus, udrapowanej na ramieniu. Na głowie obowiązywały świeże gałązki okolicznych drzew rosnących na trasie do
Centrali. Ten kto się nie przebrał pełnił rolę niewolnika usługującego do stołu.
Kolejna zasada dotyczyła jedzenia. Podane dania, m.in. spagetti należało spożywać rękoma. W barze trzeba było zamawiać tylko wino i inne trunki, bowiem Cesarz często wznosił toasty i określał ilość wina potrzebną do ich spełnienia.
Dania przygotowywał Sandro Ercolani, bolończyk mieszkający od kilku lat w okolicach Koszalina.
Choć wstęp był wolny, jak na większości tego typu imprez w
Centrali obowiązywała wcześniejsza rezerwacja telefoniczna. Zabawa była przednia, a zakończyła się grubo po północy.