Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Kawałek koszalińskiego jazzu

Autor Kuba Grabski fot. Artur Rutkowski 1 Lipca 2012 godz. 14:03
Nowopowstały koszaliński klub „Kawałek podłogi” stawia na żywe granie i to dwa-trzy raz w tygodniu. Jak na razie stałym dniem jest czwartek, kiedy to raz po raz na scenie pojawiali się muzycy jazzowi, do tego muzycy koszalińscy.
Wszystko to za sprawą Bałtyckiego Klubu Jazzowego i jego prezesa Jerzego „Szwagra” Charkiewicza, który pojawił się na scenie wraz z młodziutką śpiewającą koleżanką, kolegami muzykami i dwiema gitarami.
Tym razem nietypowo bo w piątek można było zobaczyć dwa zespoły, o bardzo różnym obliczu muzycznym. Pierwszy z nich - COOS, zaprezentował muzykę elektroniczną, z dużą dawką improwizacji, dość gęstą fakturą i wpływami muzyki skandynawskiej. Na scenie, oprócz prezesa pojawili się pianista Maciej Osada-Sobczyński i Dawid Głowacki, który grał na saksofonie altowym. Po przerwie licznie zgromadzona widownia mogła wysłuchać recitalu Natalii Bogusz, młodej 16-letniej koszalinianki, która zaśpiewała kilka znanych standardów jazzowych, z towarzyszeniem Macieja Osady Sobczyńskiego, Jerzego Charkiewicza, Artura Orłowskiego – saksofon tenorowy, Leszka Koniecznego – bas i Piotra Zareckiego – perkusja.

,


Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Czytaj też

Mamoń Jazz

ekoszalin POLECA Kuba Grabski, fot. Artur Rutkowski - 28 Kwietnia 2013 godz. 12:15
Stwierdzenie bohatera „Rejsu” Piwowskiego, inżyniera Mamonia ,że lubimy te rzeczy, które już znamy to trochę banał, ale też trochę aforyzm. Często korzystają z tej wiedzy organizatorzy różnych, np. muzycznych wydarzeń, także sami muzycy. Tak było wczoraj podczas koncertu tria Sikała-Czerwiński-Karolak w CK105.  Nie ma oczywiście nic złego w proponowaniu naszej widowni najbardziej klasycznej jazzowej klasyki. Można tylko ubolewać, że słabo z bardziej nowoczesnymi propozycjami. Można mieć nadzieję, że w tej materii znajdą coś dla siebie konsumenci nowego koszalińskiego festiwalu „Good Vibe Festiwal”, który 24 i 25 maja wypełni Domek Kata. (szerzej o imprezie wkróce na naszych łamach).    Trio, które pojawiło się na deskach sceny w sali widowiskowej CK105, to wytrawni muzycy, od lat znani jazzfanom w Polsce. Maciej Sikała, to bardzo dobry saksofonista, który debiutował w jassowej formacji Miłość, dowodzonej przez Tymona Tymańskiego, później grywał między innymi w zespołach Leszka Możdżera (również debiutującego w Miłości) czy zespołach Artura Dutkiewicza czy Piotra Wojtasika.Perkusista Adam Czerwiński, znany jest głównie ze współpracy z Jarosławem Śmietaną i wieloma jazzmanami amerykańskimi, m.in. Bernie Maupinem czy Johnem Abercrombie.                         I wreszcie nestor, Wojciech Karolak. Obecny na jazzowej scenie od końca lat 50-tych poprzedniego stulecia. Grywał z Janem Ptaszynem Wróblewskim, Andrzejem Kurylewiczem. Był członkiem znakomitej formacji Time Killers, którą współtworzyli Tomasz Szukalski i Czesław Bartkowski. Komponował także piosenki do słów swojej żony Marii Czubaszek, m.in. „Miłość jest jak niedziela” czy „Wyszłam za mąż, zaraz wracam” śpiewane przez Ewę Bem. Zaczynał jako saksofonista, od lat wierny jest kultowym organom Hammonda, z którymi również pojawił się w Koszalinie. Muzykowi należą się za słowa szacunku – instrument, który nagłaśnia specjalna kolumna, łącznie waży dobrze ponad 60 kg. W dobie elektroniki i małych i lekkich instrumentów to naprawdę coś niesamowitego. Do tego dodajmy, że organy mają moduł nożny i dźwięki basowe wydobywa się za pomocą klawiszy obsługiwanych obiema stopami.   Podczas koncertu tria usłyszeliśmy utwory świetnie znane z wykonań nie tylko jazzowych, były one nagrywane przez różnych wokalistów. Czasem, nie będąc fachowcem trudno orzec czy jazzmani graja cover popowe czy odwrotnie. Ze sceny sączyły się zatem dobrze znane tematy i solidnie brzmiące improwizacje. Program został tak zaaranżowany, że wcale nie brakowało kontrabasu, choć jako basista nie jestem zachwycony możliwością pomijania tego instrumentu :)Było klasycznie także na widowni, średnia wieku na niej oscylowała dobrze powyżej 45 lat. Widzowie reagowali na wszystkie solowe partie oklaskami, w kilku miejscach nawet dość żywiołowymi. Szkoda że zapełnili ledwie połowę sali. Tej muzyki zdecydowanie lepiej słuchałoby się w mniejszym, pubowym pomieszczeniu.