Kiedy dowiedziałem się, że mogę spróbować czegoś nowego, zobaczyć i poznać sport ekstremalny, który widziałem dotąd tylko w filmach lub internecie, szybko podjąłem decyzję. Postanowiłem udać się wraz kolegą na Kili, traktując to jak przygodę, a zarazem wyzwanie…
Przyznam, że marsz na szczyt nie należał do najłatwiejszych, był jak wspinanie się przez półtora kilometra po stromej pustyni. Była jeszcze inna opcja wejścia na szczyt - od frontu, ale z ciężkim sprzętem byłaby to istna droga przez mękę.
Góra ma około 70 m wysokości, a ze szczytu widać oddalony o 30 km Szczecinek. Na górze chłopaki rozbili obóz, po czym każdy zaczął rozwijać swoje skrzydło. Uważnie przyglądałem się co robią, zwracałem uwagę, jak ustawiają się względem wiatru. Pogoda była idealna. Deszcz nie padał, miejscami pojawiało się słońce, jedynie wiatr... ten był za mocny. Ze względu na silny wiatr i szybko zmieniającą się pogodę przez cały pobyt wykonaliśmy może 15 lotów. Niestet, pogoda nie pozwoliła mi - nowicjuszowi wzbić się w powietrze.
Choć nie udało mi się zakosztować paralotniarstwa, entuzjazm bardzo mi się udzielił. Z niecierpliwością czekam na kolejną wyprawę, może wtedy złapię wiatr w swoje skrzydło.