Kocie łby… dosłownie
Wyobraźcie sobie spacer tą trasą, a zamiast nierównych kamieni pod nogami – dziesiątki uśmiechniętych kocich pyszczków. Rudych, szarych, pręgowanych, a nawet takich z miną „nie budź mnie przed 10”. To byłaby prawdziwa Aleja Miłośników Futrzaków! Turyści zatrzymywaliby się, żeby pogłaskać każdy kamień, a rowerzyści – zamiast narzekać na wyboje – zwalnialiby, by zrobić selfie z najładniejszym „kotkiem z bruku”.

Rzeczywistość trochę mniej bajkowa
Na razie jednak ulica Janochy wygląda tak, jak każda szanująca się droga z kostki polnego pochodzenia – czyli trochę jak test cierpliwości dla amortyzatorów i kręgosłupa. Kierowcy robią slalom między większymi kamieniami, a rowerzyści po pierwszym przejeździe odkrywają, że zawieszenie w rowerze to nie luksus, a konieczność.

Może warto pomarzyć
Czy Koszalin mógłby mieć swoją artystyczną „kocią” ulicę? Czemu nie! Taka galeria pod chmurką nie tylko poprawiłaby humor spacerowiczom, ale też przyciągnęłaby turystów. Bo kto by nie chciał przejść się najdłuższym w Polsce deptakiem… pełnym kotów?

Na razie ulica Henryka Janochy ma 990 metrów i sporo charakteru. Może nie ma namalowanych kociaków, ale za to oferuje solidną dawkę historii i klimat starego Koszalina. A gdyby ktoś miał farby i odrobinę fantazji – kto wie, może pewnego dnia naprawdę stanie się najfajniejszą „kocią” drogą w kraju?