Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Spotkanie Trump–Putin na Alasce – gesty, symbole i twarda rzeczywistość

Autor eWok, fot. X 16 Sierpnia 2025 godz. 7:09
Wczoraj świat patrzył na Anchorage, gdzie doszło do bezprecedensowego spotkania Donalda Trumpa i Władimira Putina. Sceneria – amerykańska baza wojskowa, czerwony dywan i wspólny przejazd w „Bestii” – wyglądały jak polityczny spektakl skrojony pod kamery. W wymiarze symbolicznym: USA ugościły lidera państwa-agresora w samym sercu swojej infrastruktury militarnej. W wymiarze praktycznym: nie podpisano żadnego dokumentu, a wojna na Ukrainie trwa.

Wojna jako główny temat, pokój jako dekoracja

Z dostępnych relacji wynika, że kluczowym punktem rozmów była wojna na Ukrainie. Trump obiecywał szybkie zakończenie konfliktu i deklarował, że ostateczne decyzje należą do Kijowa. Putin z kolei – jak zwykle – mówił o „historycznych więziach” i konieczności rozwiązania „przyczyn konfliktu” w duchu narracji Kremla. Obaj mówili o pokoju, ale każdy rozumiał go inaczej.

Dla Putina „pokój” to uznanie rosyjskich zdobyczy i wstrzymanie sankcji. Dla Trumpa – przede wszystkim narracyjny kapitał: pokazanie się jako człowieka, który „potrafi rozmawiać” i kto „gdyby był prezydentem w 2022 roku, do wojny by nie dopuścił”.

Propaganda kontra realne ustalenia

Nie podpisano żadnego porozumienia. Trump mówił o „postępie”, Putin o „drodze do pokoju”. To klasyczna formuła dyplomatycznego nierozstrzygnięcia, w której obie strony mogą ogłosić sukces. Putin zyskał najwięcej – wyrwał się z izolacji, dostał czerwony dywan w amerykańskiej bazie i pokazał swoim obywatelom, że nie jest pariasem Zachodu. Trump zyskał obrazek na kampanię wyborczą – uśmiechniętego przywódcę, który wita się z Putinem i rozmawia o przyszłości świata.

Reakcje – Jałta na Alasce?

W Kijowie zawrzało – Zełenski nie został zaproszony, a jego wpisy po spotkaniu wyrażały więcej obaw niż nadziei. W Europie porównania były jeszcze ostrzejsze: „Jałta leży dziś na Alasce” – pisano w polskich mediach, obawiając się handlu cudzym bezpieczeństwem ponad głowami sojuszników. NATO i UE podkreślały, że sankcje pozostają w mocy i żadnych ustępstw terytorialnych nie będzie.

W Stanach Zjednoczonych reakcje były podzielone: Republikanie bliscy Trumpowi mówili o „historycznym kroku ku pokojowi”, demokraci alarmowali, że to legitymizacja Putina i de facto podważanie solidarności Zachodu.

Symbolika i konsekwencje

Spotkanie na Alasce miało ogromną wagę symboliczną: czerwony dywan, wspólna limuzyna, trzy godziny rozmów. Ale symbolika to jedno – rzeczywistość to drugie. Wojna nie została zatrzymana, sankcje nie zostały zniesione, a realne mechanizmy pokoju pozostają nieznane.

Z geopolitycznego punktu widzenia Trump kupił sobie narrację „człowieka pokoju”, a Putin – zdjęcie, które w Rosji sprzeda jako triumf. NATO i Ukraina wciąż nie wiedzą jednak, jaką cenę przyjdzie im zapłacić, gdyby Trump naprawdę chciał zawrzeć „wielką ugodę” z Moskwą.

Konkluzja

Spotkanie Trump–Putin na Alasce było wydarzeniem politycznym wysokiej rangi, ale o niskiej treści. W wymiarze propagandowym wygrał Putin – odzyskał wizerunkową podmiotowość. W wymiarze politycznym Trump – zapewnił sobie obrazek kampanijny i rolę „orędownika pokoju”. Dla świata – pozostaje więcej pytań niż odpowiedzi.

Na Alasce pokazano gesty, ale nie rozwiązania. Pokazano dyplomację w teatrze, ale nie w działaniu.