W pierwszym, półfinałowym spotkaniu AZS pokazał się z dobrej strony i pokonał Asseco. W finałowym meczu z Treflem nie było już tyle energii.
W sobotę zawodnicy AZS-u wyszli na parkiet z wiarą w to, że mogą zdobyć ten puchar i zagrali świetne spotkanie. Niedzielny mecz natomiast był poniżej oczekiwań. Świetny początek, agresywna gra, pierwsze punkty akademików to trzy trójki. Sopocianie nie mogli się skoncentrować, co doprowadziło do 7-punktowego prowadzenia biało-niebieskich. Szło im dobrze, ale do czasu. Do przerwy Trefl zdołał wyjść z dołka, a nawet objął prowadzenie, po trójce Turnera równo z syreną. Od tej pory gra obu zespołów była na niskim poziomie, poniżej oczekiwań kibiców. Koszalinianie pogubili się. Brak zrozumienia doprowadził do strat(podania w trybuny) oraz rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Poziom Trefla też nie powalał. Looby był najsłabszym graczem sopocian, a Spralja zaliczył 5 fauli w 11 minut i nie trafił ani jednego rzutu dystansowego, co mu się rzadko przytrafia.
Co z pozostałymi zawodnikami? Cameron Bennerman zdobył najwięcej punktów, ale można było odnieść wrażenie, że za bardzo chciał się pokazać i nie jest jeszcze w pełni zgrany z nową ekipą. W drugiej części spotkania akademicy jakby zapomnieli o Robercie Skibniewskim. Nie podawali mu piłek. Skoro jest rozgrywającym i gra w kadrze jako rozgrywający dlaczego nie był wykorzystywany. Tak jak w meczu z Asseco Prokomem Gdynia, Rafał Bigus razem z Pawłem Leończykiem nie bali się duetu Hrycaniuk -Mahalbasic, tak w tym meczu ewidentnie było widać brak Darrella Harrisa, który momentami „gotował się”, siedząc obok drużyny. Do tego wszystkiego bezpośrednią przyczyną „odjazdu” sopocian były dwa faule techniczne AZS-iaków, których być nie powinno. Gwizdy i okrzyki skierowane do sędziów z sektora Klubu Kibica i większości hali, były uspakajane przez spikera. Było dużo spornych sytuacji i w większości na korzyść Trefla.
Podsumowując, mecz nie stał na wysokim poziomie. Koszalinianie grali słabiej, niż dzień wcześniej i tak samo słabiej wypadł Trefl. Ciekawe jaki byłby wynik, gdyby sopocianie zagrali na swoim poziomie i wpadłoby im więcej "trójek". Może wygraliby 20 punktami? Podobnie, co by było gdyby akademicy reprezentowali taki poziom jaki widzieliśmy w sobotę?
Puchar pojechał do Sopotu, a my teraz musimy skupić się na najbliższym meczu. Teraz każde spotkanie jest na wagę być albo nie być w pierwszej szóstce Tauron Basket Ligi.