Rybacy rekreacyjni oraz członkowie NSZZ „Solidarność”, domagając się wypełnienia zawartego z nimi przez rząd 16 stycznia 2020 r. porozumienia i przeprowadzili kolejną akcję. Tym razem odwiedzili poselskie i europoselskie biura PiS z petycją w sprawie należnych im odszkodowań.
TVN24 w materiale "Rząd wciąż nie wypełnił porozumienia zawartego z rybakami rekreacyjnymi. Związkowcy interweniują" przedstawił powyższą mapę "odwiedzin" i poinformował, że "porozumienie było związane z wprowadzonym przez Komisję Europejską zakazem połowu dorsza w polskiej strefie Bałtyku. Od 2020 roku nie wolno łapać nawet pojedynczych sztuk na wędkę. To po to, żeby ratować ten zagrożony gatunek ryb. Rząd zobowiązał się wypłacić poszkodowanym rybakom 150 milionów złotych odszkodowania". A sprawa dotyczy blisko 1500 osób.
Z kolei Region Gdański NSZZ "Solidarność" opublikował taką relację z tych spotkań: "W Gdyni delegacja m.in. Roman Kuzimski, wiceprzewodniczący ZRG NSZZ „S” oraz wiceprzewodniczący KZ Pracowników Morza Bałtyckiego NSZZ „S” Zdzisław Mądrzak z rodziny o bogatych tradycjach rybackich, rozmawiała z posłem Januszem Śniadkiem. W biurze poselskim nie zastali posła Marcina Horały więc związkowe memorandum pozostawiono w sekretariacie.W Gdańsku, w kamienicy przy Targu Drzewnym, doszło do spotkania z posłem PiS Maciejem Płażyńskim, który, tak, jak Janusz Śniadek wysłuchał argumentów strony społecznej i związkowych racji.
Na europosłankę Annę Fotygę i posła, wiceministra kultury Jarosława Selina petycja wraz z załącznikami (w tym harmonogram spotkań z ministrami i wiceministrami – odbytych i nieodbytych z winy ludzi władzy) oczekuje w gabinetach.
Roman Kuzimski cierpliwie tłumaczył racje związkowców-rybaków. Problemy z ich miejscami pracy – łowiskami, zaczęły się przed 15 laty, wraz z ograniczeniem połowów komercyjnych. Z czasem ograniczenia te dotknęły też rybaków rekreacyjnych. Od 2020 roku, początkowo na na cztery lata, wprowadzono zakaz połowu dorsza w Bałtyku, by dać szansę na odbudowanie stad przełowionych głównie przez Skandynawów. Mieli oni otrzymać rekompensatę z tego tytułu. Zapewniono – podpisem ministra Gróbarczyka, że obejmie ona też rybaków „wędkowych”, organizujących rekreacyjne wyprawy dla wędkarzy. Dla nich turystyczny połów dorszy był podstawowym źródłem dochodu. Rybacy domagają się więc obiecanego odszkodowania, które umożliwi im stworzenie nowych miejsc pracy, spłatę kredytów zaciągniętych na zakup kutrów i łodzi.
O problemach rybaków, właścicieli kutrów, którzy uprawiają wędkarstwo rekreacyjne, łowiąc przy użyciu wędek morskich wielokrotnie informowane były ministerstwa – najpierw Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, na którego czele stał ówczesny minister Marek Gróbarczyk, dziś pełnomocnik rządu ds. gospodarki wodnej, po zmianach – w Ministerstwie Infrastruktury oraz Ministerstwo Rolnictwa. Co najmniej ośmiokrotnie od 2020 roku zbierały się sejmowe komisje w ich sprawie – co ważne z „symbolicznym” udziałem posłów.
To polski rząd zgodził się na zakaz połowu dorsza, który wprowadziła Komisja Europejska. Nikt z rządu nie poczuwa się dziś do kompetencji by sprawę załatwić. Podpisane 16 stycznia 2020 r. porozumienie leży na dnie którejś z ministerialnych szuflad. Urzędnicy, opłacani przez podatników, udają, że tegoż nie ma. Rybacy, mający za warsztat pracy kutry i Morze Bałtyckie udali się więc po pomoc do NSZZ „Solidarność”. I ta została im udzielona poprzez wsparcie Związku.
Tymczasem tzw. dorsz prosto z kutra (spotykany w restauracjach i smażalniach) pochodzi z kutra tyle, że duńskiego lub islandzkiego, sandacz – z Irlandii. Docierają na nasze stoły też ryby z Chin, w tym sprowadzanie od 15 lat z ChRL – węgorze. Na naszym morzu poławiają „paszowce” duńskie, szwedzkie i niemieckie. Dorsze – drapieżniki, nie mają co jeść. Nasi rybacy stracili źródła utrzymania. Na wybrzeżach gniją kutry. Czy uda się „rekultywować” polską strefę ekonomiczną Bałtyku?