Wbrew niektórym opiniom dużo się dzieje w naszym mieście jeśli chodzi o scenę muzyczną. Żeby to unaocznić przygotowaliśmy poniższe zestawienie.
Koniec roku skłania do podsumowań, i chociaż nasz portal relacjonuje kulturalne wydarzenia Koszalina dopiero od października chcemy omówić kilka. Czekaliśmy z tym podsumowaniem do „ ostatniej chwili” głównie dlatego, iż ostatnie tygodnie przyniosły imprezy, które według nas będą miały wpływ na koszalińską scenę muzyczną w nadchodzącym czasie.
Mijający rok zaowocował rekordową liczbą koncertów. Nie chodzi tu o dokładne liczby, bo nie chcielibyśmy nikogo pominąć – koniec końców odbyło się w Koszalinie grubo ponad 70 mniejszych lub większych wydarzeń muzycznych. Jak na stutysięczne miasto to naprawdę sporo.
Jako, że nie uzurpujemy sobie prawa do „wszechwiedzy” zapytaliśmy kilku mniej lub bardziej znanych koszalinian o to - jaki muzyczny „event” zapadł im najbardziej w pamięć i dlaczego?
Henryk Rogoziński – muzyk, współzałożyciel i członek niejednej koszalińskiej kapeli rockowej, obecnie „Kaboom!” i „Nihil”
- Jeśli chodzi o duże koncerty wyróżniłbym występ
Raya Wilsona i The Berlin Symphony Ensemble, czyli Genesis w szczątkowej formie. Impreza doskonale nagłośniona i oświetlona, muzycy stworzyli niepowtarzalny klimat, o co trudno w naszym amfiteatrze. Zaprezentowali świetne przygotowanie i absolutnie zawodowe podejście do rzeczy. Co do mniejszych wydarzeń, to - Generacja – była mała, chociaż nie musiało tak być. Brak reklamy i niekompetencja niektórych pracujących przy festiwalu osób zrobiły swoje. Wyszło na to, że „Generacja” to mały festiwalik, a po tylu latach powinna być jednym z największych w Polsce!
Radek Czerwiński – muzyk, współzałożyciel i członek wielu koszalińskich formacji. Prowadzi sekcje gitarowe Centrum Kultury 105.
- Trudno mi się wypowiadać, bo sam aktywnie uczestniczyłem w kilku wydarzeniach. Jeśli chodzi pozostałe to za najfajniejszy koncert uważam
„Kontrust” na finale „Generacji”. Ludzi było mało, ale to nie wina zespołu, który zaprezentował poziom i profesjonalizm jakiego daleko szukać u wielu naszych krajowych „gwiazd”.
Jarek "Badhed" Wilczek akustyk CK105, obecny na większości koncertów organizowanych w naszym mieście.
- Na chwilę obecną najlepszy koncert jaki sobie przypominam to chyba „
Luxtorpeda” na małej scenie pod amfiteatrem. Dlatego, że chociaż zorganizowany został dosyć spontanicznie, to pokazał „twardogłowym od przepisów porządkowych i imprez masowych”, że na koncercie można stać z browarem w łapie i absolutnie nic się złego nie stanie. Ponad tysiąc widzów rozeszło się do domu w najlepszym porządku, a sam koncert był świetnie zagrany i nagłośniony.
Violetta Świdroń – właścicielka „
Centrali Artystycznej”
– Centrala stawia na małe „artystyczne” koncerty – dla mnie numer jeden w mijającym roku – to koncert „
Czechoslovakia” – profesjonalizm i magia – żadnych „sztuczek” – tylko sztuka.
Razem z Czechoslovakią występował, równie fajny zespól "Jak zwał tak zwał" - dali show ze boki zrywać, zaprosimy ich ponownie wiosną.

Piotr „Berial” Kuzioła – właściciel klubu muzycznego „Inferno Caffe”
- Trudno mi się wypowiadać, ponieważ nie widziałem w tym roku wielu koncertów poza Inferno. Natomiast jeśli chodzi o mój klub to myślę, że najlepsze koncerty to „
Vader” i „
Turbo”. Oba zespoły były świetnie selektywnie nagłośnione, a oprawa świetlna dopełniła reszty. Musiało się podobać. Frekwencja jak na Koszalin była zadowalająca, a przede wszystkim zespołom udało się spowodować „ruch pod sceną” – ludzie się bawili i uczestniczyli w koncercie, a nieczęsto tak się dzieje.
Krzystof Głowacki – kierownik artystyczny klubu studenckiego „Kreślarnia”, wieloletni organizator imprez muzycznych w mieście.
- Moim zdaniem najlepszy koncert 2012 roku to „
Happysad” w Kreślarni. Przyjechali z dobrą nową płytą. Mają wciąż wiernych fanów i coraz większe grono nowych odbiorców. Pomimo tylu sukcesów fonograficznych i koncertowych zespół nie kreuje się na niedostępną „gwiazdę”. Spowodowało to, że każdy uczestnik koncertu czuł się dopieszczony. Było kilka bisów, możliwość porozmawiania z zespołem po koncercie, zdobycia autografu, niby to normalne jednak w wykonaniu „Happysad” było dopracowane do perfekcji. Zespół zachowuje wprost idealny balans między tym co komercyjne, tym co artystyczne w czystej postaci oraz szacunkiem do fanów i własnej twórczości. Koncert emanował niepowtarzalną energią i przy udziale blisko 400 osób okazał się jednym z najlepszych pod względem frekwencji nie tylko w naszym Klubie, ale także jeżeli wziąć pod uwagę całą koszalińską scenę koncertową.
Jacek Wezgraj – widz - psycholog, bloger ( jacekwezgraj.pl )
- Sporo było tych koncertów, ale stawiałbym na
TSIGUNZ Fanfara Avantura w Kawałku Podłogi w sierpniu. Dlatego, że to muzyka, jakiej w Koszalinie trudno na żywo posłuchać. Kameralny koncert, a zespół maksymalnie żywiołowy, bezproblemowo rozbujał publikę dawką super pozytywnej energii.
W mieście „zadziało” się oczywiście znacznie więcej, niż to o czym wspomnieli nasi rozmówcy. Zdarzyło się przecież sporo nut jazzowych czy klasycznych. Jednak nie sposób wymienić wszystkich imprez, a i potrzeby większej chyba nie ma. Dość przytoczyć powyższe wypowiedzi jako dowód różnorodności naszych gustów i potrzeb. Pozostaje jeden bezsporny fakt – Koszalin choć powiatowy dostarczył swoim mieszkańcom bardzo różnorodnej rozrywki muzycznej, i to w takiej ilości, że często owe powiatowe miasto miało problemy ze skonsumowaniem tak dużej ilości eventów.
Nie udało nam się porozmawiać ze wszystkimi „zainteresowanymi” muzycznym życiem miasta. Dlatego serdecznie zapraszam do dyskusji pod artykułem. (ArtRut)