Otwarcie dla gospodarzy, odpowiedż AZS
Mecz we Włocławku miał jednego faworyta i był nim oczywiście Anwil. Już początek spotkania pokazał, że Akademikom będzie bardzo ciężko w tym starciu, ponieważ w ciągu dziesięciu minut straciliśmy aż 27 punktów, w tym 21 po rzutach za trzy punkty. Najwięcej krzywdy koszalinianom wyrządziła para Simon-Lichodiej, która trafiła pięć "trójek" i pozwoliła gospodarzom wyjść na ośmiopunktowe prowadzenie (27:19).
Siedem celnych rzutów z dystansu, paradoksalnie tylko uśpiło czujność podopiecznych Igora Milicicia przed drugą odsłoną meczu. AZS pomimo otrzymania serii ciosów, zdołał zaaplikować rywalom 19 "oczek" i tym samym mógł mieć podstawy by wierzyć, że nie wszystko jest jeszcze stracone. Tak też się stało, ponieważ konsekwencja w obronie, czyli element na który sztab trenerski kładł główny nacisk przed tym spotkaniem sprawił, że całe spotkanie niejako rozpoczęło się na nowo. Zasieki w obronie, zabezpieczenie zbiórki i impuls z przetrzebionej z powodu kontuzji ławki sprawiły, że w drugiej kwarcie koszalinianie zdominowali rywali i wygrali tą część spotkania 21:9 (36:40). Do połowy najlepszymi strzelcami AZS byli Grzegorz Surmacz (14) i Bartek Bochno (8), ale nie można zapominać o wsparciu rezerwowych na start drugiej kwarty, ponieważ Marek Zywert i Alan Czujkowski zanotowali odpowiednio 6 i 2 punkty, co dało naszej drużynie nowe życie.
Simon show, Thomas na posterunku
Kibice zgromadzeni w Hali Mistrzów, po dwudziestu minutach mogli czuć się mocno zmieszani, ponieważ nie takiego wyniku oczekiwali po starciu aktualnego Mistrza Polski z drużyną walczącą o utrzymanie. Ów odczuć na pewno nie poprawił fakt, że po przerwie to drużyna gości ponownie zaatakowała (41:48 dla AZS) i nie sprawiała wrażenia przestraszonej renomą rywala. Jednak od tego momentu sprawy w swoje ręce wziął Chase Simon, który po trzech celnych rzutach za trzy w pierwszej kwarcie, w trzeciej części urządził sobie prywatne "show" i uzbierał, aż 15 punktów (59:56). Gdy włocławianie liczyli, że przejmują prowadzenie w tym spotkaniu, rękę na pulsie trzymał Torey Thomas. Nasz amerykański rozgrywający zaaplikował rywalom 6 punktów (3 i 2+1) i tym samym ponownie wyprowadził naszą drużynę na minimalne prowadzenie (59:62).
Siedmiu wspaniałych
AZS do tego spotkania podchodził z zaledwie siódemką zdrowych zawodników i w takim też składzie osobowym zagrał. Kibice, koszykarze, sztaby trenerskie z obu stron zastanawiali się tylko nad jedną rzeczą, czy AZS opadnie w końcówce z sił? Gdy gospodarze zanotowali serię punktów i na 4 minuty i 15 sekund przed końcem meczu wyrównali stan spotkania (71:71), zapewne większość zebranych w Hali Mistrzów nie miała już wątpliwości, goście muszą w końcu skapitulować. Jednakże Akademicy postanowili nie ułatwiać rywalom zadania, po raz kolejny podnosząc rękawicę i to w jakim stylu! Pomimo rozgrzanej do czerwoności włocławskiej hali, podopieczni Marka Łukomskiego zanotowali marsz punktowy (8:0) i na dwie minuty przed końcem, to AZS był bliższy zwycięstwa (71:79). Pomimo walki Anwilu o doprowadzenie do remisu i aż 15 celnych rzutów z dystansu (w całym spotkaniu), to koszalinianie zachowali w końcówce więcej zimnej krwi i ostatecznie sprawili sensację, pokonując aktualnego Mistrza Polski w jego własnej hali.
Anwil Włocławek - AZS Koszalin 77:80 (27:19, 9:21, 23:22, 18:18)
Anwil: Simon 27 (6 as, 7/12 za 3), Lichodiej 16 (4/9 za 3), Zyskowski 13, Broussard 6, Almeida 5 (5 zb, 5 blk.), Czyż 4, Łączyński 3 (5 zb, 8 as.), Szewczyk 3, Sobin 0
AZS: Bochno 23 (4/8 za 3), Thomas 18 (10 as.), Surmacz 17, Fraser 11 (12 zb.), Zywert 6, Brandon 3 (5 zb, 4 as.), Czujkowski 2