Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Inferno - Publiczność - dogrywka

Autor ArtRut 25 Listopada 2012 godz. 12:24
Wczorajsza relacja, a właściwie komentarz do piątkowego koncertu w Inferno wzbudził nieoczekiwane emocje. Szeroko komentowany temat dowodzi, że coś jest na rzeczy.
Przyjrzyjmy się faktom. Ostatnimi czasy Koszalin obrósł nam w różnego typu lokale organizujące i promujące granie na żywo. Pomysł to stary i znany od czasów wynalezienia przydrożnej gospody. I fajnie, bo od dobrych 20 lat takiej oferty usłyszenia na żywo różnego typu formacji muzycznych w naszym mieście nie było, a i to co miało miejsce kiedyś, nijak się ma do obecnych 4 czy 5 koncertów na tydzień. Jest wybór i to spory, o co zwykle chodzi odbiorcom czyli nam. A co robimy z tym wyborem ? Ano nic.

Bez podpierania statystykami zaryzykować można stwierdzenie, że jedynym lokalem w mieście, który odnotowuje jako taką frekwencję na koncertach jest "Kreślarnia". Co ciekawsze większość koncertów w "kresce" odbywa się w niedzielę i w tygodniu. Ktoś wie dlaczego? To proste, lokal bazuje na studentach, czyli na widzu przyjezdnym i niejako nie podlegającym weekendowemu "rozdaniu" w koszalińskich knajpach.

Kolejnym frekwencyjnym wygranym jest "Centrala Artystyczna". Ta zwykle ma ludzi, imprez tu dużo i różnorakich. Centrala jednak ma stałego i wiernego klienta, o którego walczyła i walczy przez lata. Wielka to zasługa właścicielki, jednak gdyby odliczyć tzw. "stałe punkty programu" to gości z przypadku i takich, co przyszli na konkretną imprezę też za wielu nie ma. A przecież Violka koncerty organizuje fajne, i jak choćby w Inferno nieprzypadkowe.


Tego typu opis pasuje nie tylko do Centrali, swojego widza ma Graal, ma też BeWuA, a do niedawna przyczynek do tego tekstu - Inferno. Za wyjątkiem ostatniego, wszystkie inne mają doskonałą lokalizację w centrum miasta, już bez wyjątków fajną atmosferę, bez napuszenia i egzaltacji. Lokale te powinien pękać w szwach, jednak tak nie jest.

Najmłodszy muzyczny przybytek, czyli Kawałek Podłogi przy Piastowskiej, wyznaczył w mieście nowe standardy. Właściciel postawił na różnorodność. Można usłyszeć tu każdą muzykę i to kilka razy w tygodniu. Różna muzyka, różne środowiska. A frekwencja? Szału nie ma.

Reklama, może tu tkwi problem. To był najczęściej podnoszony temat we wczorajszych komentarzach. Czy słusznie?
O piątkowym koncercie w Inferno wiadomo było 2 tyg. wstecz. Była informacja na FB, w zakładce wydarzenia koncert funkcjonuje od dawna, wszystkie lokalne portale także donosiły o tej imprezie. Na tydzień przed koncertem pojawiły się w mieście plakaty, może nie za wielkie, ale niczym nie obiegały od tych, które wywieszane są zwykle. „Grubiej” z plakatami "pojechała" tylko Generacja 2012 - efekt? Niecałe 200 sprzedanych biletów na 5 tyś. możliwych - porażka.

Oczywiście są jeszcze inne kanały informacyjne - lokalne radio, telewizja i prasa. Prawda, ale jako, że na koncert do Inferno nikt nie dotarł, to pewnie nikt nie wie ile kosztował bilet. Kosztował 10 zł czyli za ok 50 biletów można było pomyśleć o najtańszej reklamie tego typu. Problem w tym, że "Berial" nie sprzedał 50 biletów. Ponadto, w porównaniu z internetem owe kanały informacyjne zdają się mało użytecznymi w zmieniającym się lokalnym rynku imprez kulturalnych.

Kończąc ten przydługi wywód wniosek nasuwa się jeden. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Kiedy w Koszalinie była jedna rockowa impreza na 3 mieś wszyscy chórem krzyczeli - Co to za miasto? Prowincja. Jednak kiedy na tej prowincji, ktoś stara się coś zrobić - okazuje się, że nie ma dla kogo. Jak nazwać ludzi z prowincji?

Poprzedni artykuł