Serce rośnie gdy po wejściu do jednego z licznych w mieście klubów muzycznych widzi się salę wypełnioną ludźmi. Tym bardziej cieszy fakt, gdy twarze na sali zainteresowane są bardziej tym co dzieje się na scenie niż zawartością szklanki na stole. Tak było wczoraj w klubie Kawałek Podłogi.
Na pierwszy rzut ucha było jasne, że stało się to za sprawą goszczących na scenie zespołów, a nie piątkowego wieczoru. Naprawdę było czego posłuchać. Zagrały dwie formacje - koszaliński Sons Of Preachers i szczeciński Charlie Monroe. Obie świetne, i obie różne.
Jako pierwszy na scenie klubu wystąpił koszaliński Sons Of Preachers, z solidną dawką pełnego energii melodyjnego grania. Takiego, o którym mówi się, ze musi chwycić. I chwyciło. W muzyce zespołu słychać było spory wpływ klasycznego rocka. Właściwie wszystkie kawałki tak się zaczynały, potem bywało różnie, trochę U2, trochę polskiego Radio Bagdad, mieszanka stylów i pokoleń. Jeden z utworów właściwie w całości nawiązywał do starego, solidnego grania Motorhead. Koniec, końców chłopaki zaserwowali słuchaczom ucztę dobrze zagranej i opowiedzianej muzyki. Brawo.
![](https://ekoszalin.pl/images/1520/_thumb1/Charlie Monroe i Sons of Preachers_02.jpg)
Zespół zagrał doskonały koncert, świetnie rozruszał dosyć niemrawą "stolikową" publiczność, skłaniając nawet jednego z widzów do "walki" przed sceną. Chyba wszystkich na sali oczarował gitarzysta Andrzej Łacny. Grał całym sobą, stanowiąc jedność z gitarą, co nie umknęło uwadze widzów, którzy wielokrotnie nagradzali gromkimi brawami popisy młodego muzyka.
Zespół zrobił dokładnie to co obiecywał - wpompował więcej krwi w serca słuchaczy i wprawił ich "organizmy" w rytmiczne ruchy. Świetny koncert na pewno nie jest ostatnim słowem tego niespełna dwuletniego zespołu.