Wieczór rozgrzały ostre riffy i hardcore'owa energia za sprawą orkiestry prowadzonej przez Romana Langego, czyli 100 Milionów. Słuchacze nie utworzyli wielkiego tłumu pod sceną, byli także nieco ospali. Jedynie ortodoksyjni wyznawcy stylistyki ogranej do granic wtórności, pozwolili sobie na odrobinę
ekspresji tanecznej.
100 Milionów to zespół będący swoistą kontynuacją działań (od)twórczych T – 34. Zespół wyraźnie, czerpie z klasyki hard core' a oraz kazikowej maniery liryczno – wokalnej z połowy lat 90. ubiegłego wieku. Nie można muzykom odmówić biegłości i fantazji aranżacyjnej. Solidne zgranie i potężne brzmienie, to prawdziwe atuty „milionerów”. Gorzej jest z innowacyjnością. Czyli niezmienną od lat bolączką większości amatorskich składów, które lubują się w kopiarstwie.
Młodociani „kicający” zdołali się spocić, artyści zagrać z pełnym zaangażowaniem i energią, a znajomi muzyków spalić kilka kalorii, rytmicznie poklaskując. Niestety czasem frontman „milionerów”, musiał przypominać audytorium, że ciszę pomiędzy utworami należy wypełnić dźwiękiem uderzenia dłoni o dłoń.
O ile koszaliński skład mógł liczyć, na odrobinę zainteresowania, czy kurtuazyjnego uczestnictwa w występie swoich znajomych, tak One Future zagrało dla kilkorga słuchaczy. Taka sytuacja nie dziwi, zważywszy na to, że grupa nie prezentuje typowego rockowego
„grzańca”. Graal to środowisko, którego przedstawiciele mają specyficzne podejście do przebojowych treści. Z jednej strony króluje postawa przeciw muzyce popularnej, a z drugiej zachwyty nad Lao Che, czy akurat innymi "hepisadami" albo "ramsztajnami".
Nie można też wymagać, aby w lokalu o „party pukowo- rock'n'rollowej” estymie, przyjął się repertuar "no nameów", który nadaje się świetnie na antenę radiową. Gdzieś pomiędzy prognozą pogody, a informacją o stanach wód w kraju.
Muzycy z Miastka potrafią zagrać i zabrzmieć. Mają ciekawe pomysły na oprawę prostych piosenek, ale nie udało się im przywołać klientów baru pod scenę. Niestety w indie pop/rockowej stylistyce zbrakło tego, czego oczekuje młoda część publiki, czyli monumentalnych przesterów i młócki. Zabrzmiały za to pieczołowicie poukładane kawałki, które Sz. P. Stelmach mógłby nucić sobie z radością pod prysznicem. Czy jest to zarzut, czy pochwała? To już zależy od indywidualnej oceny działalności rzecznego redaktora Trójki.