Swobodna improwizacja budzi wiele kontrowersji. Jest traktowana jako działalność nie mająca nic wspólnego z muzyką. Tym bardziej jeśli tego typu repertuar trafi w tak zaściankową przestrzeń jaką jest niewątpliwe Koszalin. Ewidentnym przykładem na potwierdzenie tezy o prowincji mentalnej naszego miasta, jest sytuacja z ubiegłego weekendu. Hala Widowiskowo – Sportowa pękała w szwach. Podczas Gali Disco Polo bawiło się 4,5 tys. ludzi.
Często też przy okazji propozycji np. Galerii Scena, gdzie widzowie mogą zapoznać się ze sztuką performance'u, z reguły pojawiają się głosy krytyki, że to nabijanie ludzi w butelkę, oszustwo itp. Jest to o tyle smutne, że zarówno wolna improwizacja, jak i performance to działania twórcze obecne na polu sztuki co najmniej od 50 lat. To jest pół wieku(!). Natomiast autorska wypowiedź wymykająca się klasycznym ramom, nad Dzierżęcinką to wciąż zagdaka.
Zakończmy dywagacje na ten temat. Warto zapoznać się z punktem "słyszenia" jedynego, acz chwilowego towarzysza, czyli Macieja Trembowieckiego basisty zespołu Raggafaya, bo dużo o swoich przeżyciach z minionego koncertu napisał na swoim facebookowym profilu.
Warto prześledzić dyskusję w komentarzach. Tym bardziej, że wielu wypowiada się na temat występu Bożka lub jego muzyki, choć de facto w Kawałku Podłogi nie byli.
Artysta nawiedził Koszalin nie po raz pierwszy. Grywał już w „stolicy subregionu” z zespołem Olbrzym i Kurdupel, tym razem zaprezentował się solowo. Basista i wielki entuzjasta poszukiwań muzycznych oraz odważny wykonawca. Bożek swój set rozpoczął z miejsca bardzo agresywnie. W splątanych pasażach dźwiękowych narastało napięcie, które z czasem przerodziło się w drapieżne, abstrakcyjne tło, idealne do kolejnych niekonwencjonalnych dodatków.
Trzaski, szumy, pomruki rozdrapywanych strun, układały się w solidną całość, będącą niczym innym jak prostą ekspresją emocji. To jest istotą działań Bożka i jemu podobnych twórców. Zamiast brnąć w wyeksploatowane do granic możliwości układy harmoniczne, czy trywialne budowanie melodii, artysta po prostu przelewa siebie w dźwięki. Żadna technika, czy wiedza teoretyczna nigdy nie będzie w stanie „przetłumaczyć” uczuć i emocji w taki sposób, aby zapisać je na pięciolinii oddając ich charakter rzetelnie.
Improwizacja Bożka zapewne też nie jest w stanie opowiedzieć wszystkiego, ale na pewno mówi więcej. Ponieważ pozbawiona jest wirtuozerii – czyli wyćwiczonych nawyków. Nie ma ukłonów do publisi po to by ją zachwycić. Jest autorska propozycja i konfrontacja, a nie „szoł” i zabawa, czego oczekuje znakomita większość słuchaczy. Występ "freewolnego" improwizatora, był bardzo inspirującym przeżyciem.