Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Nacjonalizm zawsze w cenie

Autor Robert Kuliński/ fot. www.tritontv.com 7 Listopada 2015 godz. 13:52
Uczestnicy piątkowej dyskusji o nacjonalizmie, po otwarciu wystawy prac Tomasa Rafy, mieli okazję do omówienia problemu, jednak nie wyszyli poza banał. Dodatkowo nie potrafili odciąć się od emocji, co owocowało manifestacją postawy „anty” ponad próby zgłębienia tematu.

Osobiście zawiodłem się bardzo. Miałem wrażenie, że uczestniczę w forum nienawiści do jakiejkolwiek postawy prawicowej. Usłyszałem stonowane sączenie jadu  i straszenie, zamiast próby zbadania przyczyn narastającej fali nienawiści na tle narodowościowym i rasowym w Europie.

Apollo zapomniany

W moim odczuciu przyczyn nietolerancji rozmaitego rodzaju, należy szukać w kulturze, która obecnie sięga dna. Świetnym zestawieniem kontrastów na przestrzeni lat jest podział Nietzschego na nurt apolliński i nurt dionizyjski. Ten pierwszy cechuje  harmonia, skromność i kontemplacja. Dionizos z kolei symbolizuje zupełne przeciwieństwo Apolla.

Uważam jednak, że  XIX wieczna koncepcja nie przystaje już do realiów obecnej rzeczywistości. Dionizyjski model zdaje się  górować od tak dawna, że zdołał się przepoczwarzyć. Apollo został już całkowicie wymazany z kart historii nowożytnej kultury. Dionizje trwają cały czas dzięki popkulturze, nowemu formatowi aktywności  społecznej - Web 2.0 i wszechogarniającej komercji.

Co to ma do rzeczy?

Można zadać pytanie co to ma do rzeczy? Co ma ksenofobia, nacjonalizm, czy wypaczone pojęcie patriotyzmu, do dyktatu pieniądza i dominacji rozrywki? Moim zdaniem te elementy mają ogromny wpływ. Pierwsze to zupełny zanik autorytetów. Ich miejsce zajęli idole. Od idola nie wymaga się zbyt wiele, wystarczy, że poderwie, zahipnotyzuje, czy po porostu dobrze wygląda w  obiektywie kamery i już jest  na topie. Przykład ostatniej kampanii wyborczej pokazał jak wielką siłę ma chwytliwy, choć pusty komunikat, jaki np. stosował Szanowny Pan Śpiewak Kukiz. Otwarcie przyznawał się do braku programu, co paradoksalnie  przysporzyło mu wielu sympatyków.

Merytoryczne dyskusje są za ciężkie, za trudne i zbyt wymagające od przeciętnego Polaka. A z SZ.P. Kukizem można było łatwo się zidentyfikować, do tego jeszcze tak ładnie śpiewa.

Sztuka nie istnieje

Inną kwestią jest zupełny brak sztuki w obiegu medialnym. Można wręcz uznać, że sztuka nie istnieje. Tomas Rafa podczas dyskusji zapytany, czy widzi zanik dyskursu artysty z rzeczywistością, stanowczo się z tym nie zgodził. Przytoczył działania polskich twórców z nurtu Sztuki Krytycznej (lata 90. XX w.) i z pełnym przekonaniem stwierdził, że tacy twórcy dalej działają. Trzeba jednak smutno skonstatować, że o ile artyści nadal prowadzą dyskurs z rzeczywistością, to rzeczywistość nie prowadzi z artystą.

Kiedyś  choćby w telewizji publicznej, prosty pracownik fabryki, chcąc nie chcąc był zmuszany do obejrzenia rozmowy z reżyserem teatralnym, malarzem, czy inną postacią artystycznego fachu. Dziś co najwyżej przytoczy się skandalizujące wypowiedzi Dody, a o sztuce współczesnej telewidz usłyszy jedynie wtedy, gdy na krzyżu pojawi się męskie przyrodzenie.

Pogłębia to przepaść, którą skrzętnie wypełnia głupawa popkultura, utrwalająca odbiorcę w przekonaniu, że nie ma nic złego w zdziecinnieniu. Najważniejsza jest zabawa, bo jest przyjemna.

 

Frustracja, czy moda, a może wszystko naraz?

Wyjałowiony człowiek, jest leniwy. Nie będzie szukał i rozmyślał. Chce mieć proste rozwiązania.  Kiedy to sukces promowany jest jako zasób portfela i popularność, frustracja narasta. Paradoksalnie zdołowani popkulturą, wracają do tego, co jest im dobrze znane i zrozumiałe. Żyję w Polsce więc jestem Polakiem. Jestem Polakiem, więc Polska jest moja. To my Polacy wygrywamy mecze  i igrzyska sportowe. Jesteśmy w takich chwilach razem, zjednoczeni, zadowoleni i pewni swojej potęgi. Jednak kiedy  przypomni się sprawę z Jedwabnego, to ta jednolitość narodowa rozsypuje się w proch.

Tłumy biało - czerwonych kibiców  to piękny obrazek w telewizji. Donatan z kolei przywołał swoistą chłopomanię i Słowian, a hasła Polski Walczącej zagościły na koszulkach i bluzach modnych firm streetwarowych. Najprościej jest być Polakiem, bo to wynika z aktu urodzenia. Przypieczętowanie takiej spójności wymaga tylko jednego elementu -  wspólnego wroga.

Mamy wszystko

Jakie to szczęście spotkało „patriotów”, że pojawili się uchodźcy i to z zupełnie innego kręgu kulturowego. Zamiast zbadać przyczyny exodusu ludności islamskiej, wyciągnąć dłoń do potrzebujących, lepiej jest stanąć w obronie chrześcijańskich granic. Kowalski to przecież wojownik. W dodatku znalazł  coś co pozwala mu zapomnieć o tym, że zarabia zbyt mało, żeby korzystać z dobroci popkultury – dumę narodową - hasło, które łączy go z innymi Kowalskimi. Nienawidzi  innowierców i lewaków, bo to nie w jego naturze, żeby coś zrozumieć. Nienawidzi, bo nie umie inaczej. Życie to przecież walka.

Walka, czyli fun

Najłatwiej jest walczyć. Popkultura zachęca do tego, żeby łapać się najprostszych rozwiązań. Walka  o Polskę i naród to świetne hobby, na którym także da się zarobić. Chwytliwe, bo proste – bezrefleksyjne i impulsywne. Nacjonalizm to tylko jeden z elementów, który jest zwiastunem upadku współczesnej cywilizacji, a winna temu jest, w mojej ocenie, popkultura i związane z nią przyzwolenie na głupotę. Dionizje trwają dalej.

 

                                                                                                       Robert Kuliński

 

Następny artykuł