W związku z sobotnią ulewą, co skutkowało podniesieniem się poziomu Dzierżęcinki o cały metr i podtopieniem kilku koszalińskich ulic, Eugeniusz Rybakowski, kierownik Biura Bezpieczeństwa Urzędu Miasta oraz Mirosław Pender, Komendant Miejski Państwowej Straży Pożarnej, spotkali się z dziennikarzami w Wodnej Dolinie.
-
Od czerwca bieżącego roku gwałtowne opady deszczu wyrządziły wiele szkód – przypomina Rybakowski. - Sobotnie obfite deszcze we wczesnych godzinach rannych, spowodowały, że został uruchomiony Zespół Zarządzania Kryzysowego. Podjęto działania mające na celu obniżenie poziomu wody w rzece i usuwanie szkód, których było dość sporo. Na podstawie decyzji prezydenta podniesiono poziom wody w zbiorniku retencyjnym, który doskonale spełnił swoje zadanie. Udało się dzięki temu zmniejszyć ilość wody w Dierżęcince. Trzeba jednak nadmienić, że Koszalin jest w dużej mierze miastem zabetonowanym. Woda z parkingów i skwerów spływała przez kanalizację deszczową do rzeki. Nie udało się uratować wszystkich miejsc przed zalaniem. Dzięki zbiornikowi retencyjnemu w minioną sobotę, możliwym było znaczne zmniejszenie możliwych strat i utrudnień związanych z rzeką Dzierżęcinką.
Jak wyjaśniał kierownik Biura Kryzysowego woda zalała aż cztery miejsca. Do działania ruszyli pracownicy Miejskich Wodociągów, którzy wszelkimi dostępnymi środkami walczyli za falami żywiołu. Z pomocą ruszyła także straż pożarna. - Pogorszenie pogody, które nastąpiło w piątek, sobotę, a także niedzielę, spowodowało, że na terenie miasta i powiatu koszalińskiego wystąpiło więcej zdarzeń niż normalnie –
mówi Pender. - Strażacy w samym Koszalinie zostali wezwani do czterech zdarzeń związanych z załamaniem pogody i wypompowywaniem wody. Te cztery interwencje dotyczyły tradycyjnych miejsc, które określane są mianem tzw. „zlewni”, czyli tam gdzie jest zabetonowana część miasta i kanalizacja nie radzi sobie z odbiorem wody. Mówię tu o ul. Przemysłowej, Drzymały, czy Jana z Kolna. Nie było żadnego bezpośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia mieszkańców – kwituje komendant straży pożarnej.
Na pytanie co mogłoby się stać, gdyby nie zbiornik retencyjny w wodnej Dolinie, Rybakowski odparł bez wahania, że mogło by dojść do poważnego zalania czterech miejsc w Koszalinie, co już dawniej się zdarzało.
Niejednokrotnie spiętrzone fale doprowadzały do katastrofy w Parku Książąt Pomorskich, kiedy to rzeka wdzierała się na trawnik w okolicach mostku przy stadionie „Bałtyku”. Obfite nawałnice nie raz zagrażały całemu terenowi parku oraz ulicy Batalionów Chłopskich. Nie można zapomnieć o zniszczeniach jakie zdarzały się na terenie dawnego „Manhattanu”.
Koszalin dzięki zbiornikowi retencyjnemu został jednak uchroniony przed niszczycielską siłą natury. Jakie to szczęście, że Sztab Zarządzania Kryzysowego nie zawahał się i podjął właściwe decyzje, spiętrzając wody w Wodnej Dolinie. Koszalin poddany nieokiełznanej sile Dzierżęcinki mógłby nie być tym samym miastem jakie znamy.