- Jestem dzisiaj wystawcą, ale też poszukującym płyt – mówi Kuba Staniak, znany koszalińskiej publiczności z występów w zespołach Romantycy Lekkich Obyczajów i Whiswho. - Wystawiłem dzisiaj płyty CD, których już nie słucham a szkoda, żeby kurzyły się na półce. Zaproponowałem ceny „kosmiczne” bo można kupić albumy już od złotówki.
Pod pachą Kuba trzyma wyłowiony winyl, jest to pierwszy album Republiki „Nowe sytuacje”. - Mam ułożony w głowie katalog płyt, które muszę mieć – dodaje. - To jest jedna z nich. Szczęśliwie udało mi
się na nią trafić dzisiaj. Poszukuję także winyli Franka Zappy, płyt ze starym psychodelicznym rockiem, jak np. Jefferson Airplane. Muszę w końcu zacząć zbierać Beatlesów, bo jedyne co aktualnie posiadam to składanka „Greatest hits”, a to jest po prostu obciach, trzeba mieć przynajmniej „Rubber soul”, „Sierżanta Pieprza” i „Revolver”.
Stoły uginały się od czarnych i srebrnych krążków, ale nie zabrakło też kaset magnetofonowych. Jednak to winyle przyciągały największą uwagę zbieraczy. - Znalazłam razem cztery czarne płyty: Queen, Iron Maiden, Black Sabbath i Janis Joplin – chwali się zdobyczami Katarzyna Marczyk, stała klientka giełdy. - Zastanawiam się jeszcze na Fleetwood Mac. W porównaniu do pierwszej edycji, dziś jest więcej winyli i o wiele bardziej ciekawe tytuły. Jestem bardzo zadowolona, bo można znaleźć prawdziwe perełki jak np. Iron Maden „Heavy metal army - Maiden Japan live”, na którą już niestety nie starczyło mi pieniędzy. Ale zakupiłam „The number of the beast” więc zdobyłam tytuł z mojej listy – kwituje.
Dlaczego winyle wracają do łask wypowiadało się już wielu. Analogowe brzmienie ma swoją głębię i specyficzną barwę, ale niektórzy cenią czarne krążki także z innych względów. - Kiedyś oglądałem film dokumentalny o winylach, w którym ktoś bardzo trafnie stwierdził, że płyta CD przez swój mały format zabiła grafikę okładek – wyjaśnia Konrad Kostowski. - Natomiast rozmiar opakowania czarnej płyty daje dużo więcej możliwości, aby artysta mógł stworzyć faktyczne dzieło sztuki.
Płyty wystawione na giełdzie w większości prezentowały metal i rocka, ale można było znaleźć także inne brzmienia. - Wystawiłem dzisiaj ponad sto płyt, choć dokładnie nie liczyłem, bo nie mam do tego głowy – mówi Łukasz Pilarski. - Ceny wahają się od 10 zł nawet do 50 zł. Są to płyty CD z jazzem głównego nurtu, ale jest kilka pozycji awangardowych, a także z r'n'b, soulem, a nawet popem. Nie chcę mieć zagraconego mieszkania, więc chętnie pozbędę się płyt, które już zupełnie mi się osłuchały. Sprzedaż kręci tak jak to z jazzem bywa (śmiech). Nie jest to muzyka komercyjna, a zainteresowani są zazwyczaj znawcami i skrupulatnie wybierają albumy, które chcą zakupić.
Giełda zdobywa coraz więcej zwolenników i przybywa wystawców. Dobrze, że pomysł chwycił i miłośnicy muzyki mogą spotkać we wspólnym gronie. Teraz pozostaje czekać na następną powakacyjna giełdę.