Publiczność ciepło, choć sennie, przyjęła grupę, ale trzeba zauważyć, że nie był to koncert nadający się do szalonego party. Bowiem muzyka zespołu Dolinainy, to propozycja dla słuchacza doświadczonego, oczekującego czegoś więcej niż tylko przesteru i skocznych rytmów. Przestrzenne i świetnie dopracowane piosenki, były przyjemną muzyczną podróżą przez historię niezależnego rocka.
W twórczości grupy można znaleźć wiele odwołań do różnych epok, ale muzycy z ogromną finezją połączyli wszystkie elementy. Nie chodzi przecież o rewolucję, ale o to - żeby zespół brzmiał po swojemu, nawet jeśli czerpie z dokonań innych. To się nazywa inspiracja, coś co przez koszalińskich muzyków jest rozumiane błędnie - jako upodobnienie.
Cały wieczór w tle pobrzmiewały impresje zimno falowe. Lejąca się, nasycona delayem gitara automatycznie przywołała duchy depresyjnej stylistyki lat 80. To jednak tylko szczypta całej palety
muzycznych odwołań Dolinyiny. Basowy groove nadawał utworom pulsu rodem z krainy „nawciąganych amfetaminą jaszczurek”. Nawet balladowe kompozycje, dzięki sekcji rytmicznej, parły do przodu.
Ważnym elementem brzmienia zespołu jest saksofon. Podczas minionego wieczoru w lokalu przy ul. Modrzejewskiej, można było usłyszeć i zobaczyć na własne oczy, czym jest muzyczna erudycja. Saksofon pojawiał się w utworach tylko tam, gdzie był niezbędny.
Nie było jazzowej nachalności solowej, a raczej garażowa zwięzłość i prostota. Podróż za saksofonem po zakamarkach historii, mogła doprowadzić słuchaczy do epoki, kiedy pojawiły się pierwociny polskiego punk
rocka. Ówcześni saksofoniści w składach niektórych kapel, po prostu dorzucali do utworów oszczędne wstawki. Tak było i w Centrali, gdzie ozdobność instrumentu dętego, jawiła się jako „kropka nad i” , czy przyprawa podkreślająca smak całego dania.
Koncert dopełniała klasycznie rockowa motoryka i manieryczny, rozmemłany wokal. W zależności od intensywności kompozycji głos frontmana Pepe przypominał: Iana Astbury, Paula Banksa, Iana Curtisa, czy nawet Jima Morrisona. Przeciągane frazy i szczypta patosu, wyjątkowo dobrze wpasowały w nieoczywiste brzmienie grupy.
Słychać było, że muzycy są doświadczeni i osłuchani. Spoglądając na rodzimy - naddzierżęciński grajdołek, bardzo rzadko idzie to w parze. Dojrzała twórczość Dolinainy sprawiła, że wieczór był okazją do wysłuchania kompozycji bogatych, zaskakujących i jednocześnie urzekających mnogością źródeł. Tak powinien brzmieć współczesny zespół rockowy. Jednak tego typu orkiestr jest niesłychanie mało. Czyżby dlatego, że niewielu twórców ma odwagę wykroczyć poza schemat?
Niestety zespół nie zagrał bisu, gdyż skurcz, który przytrafił perkusiście, uniemożliwił spełnienie oczekiwań słuchaczy. Wstęp na koncert był darmowy. Dopiero po występie można było zasilić muzyków dobrowolnym datkiem.