Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

W muzycznej podróży

Autor Robert Kuliński 31 Maj 2015 godz. 10:19
Dawno w Koszalinie nie wybrzmiały dźwięki muzyki rockowej, które nie byłyby odgrzewaniem przeterminowanego kanonu. Szczeciński kwartet Dolinainy zaprezentował w Centrali Artystycznej, bardzo zgrabny, autorski materiał, bez sztampy i nagminnego w naszym kraju, sztywnego powielactwa.

Publiczność ciepło, choć sennie, przyjęła  grupę, ale  trzeba zauważyć, że nie był to koncert nadający się do szalonego party. Bowiem muzyka zespołu Dolinainy, to propozycja dla słuchacza doświadczonego, oczekującego czegoś więcej niż tylko przesteru i skocznych rytmów. Przestrzenne i świetnie dopracowane piosenki, były przyjemną muzyczną podróżą przez historię  niezależnego rocka.


W twórczości grupy można znaleźć wiele odwołań do różnych epok, ale muzycy z ogromną  finezją  połączyli wszystkie elementy. Nie chodzi przecież o rewolucję, ale o to -  żeby zespół brzmiał po swojemu,  nawet jeśli czerpie z dokonań innych. To się nazywa inspiracja, coś co przez koszalińskich muzyków jest rozumiane błędnie - jako upodobnienie.

Cały wieczór w tle pobrzmiewały impresje zimno falowe. Lejąca się, nasycona delayem gitara automatycznie przywołała duchy depresyjnej stylistyki lat 80. To jednak tylko szczypta całej palety

muzycznych odwołań Dolinyiny. Basowy groove nadawał  utworom pulsu rodem z krainy „nawciąganych amfetaminą  jaszczurek”. Nawet balladowe  kompozycje,  dzięki sekcji rytmicznej, parły do przodu.

Ważnym elementem brzmienia zespołu jest saksofon. Podczas minionego wieczoru w lokalu przy ul. Modrzejewskiej, można było usłyszeć i zobaczyć na własne oczy, czym jest  muzyczna erudycja. Saksofon pojawiał się w utworach tylko tam, gdzie był niezbędny.

Nie było jazzowej nachalności solowej, a raczej garażowa zwięzłość i prostota. Podróż za saksofonem po zakamarkach historii, mogła doprowadzić słuchaczy do epoki, kiedy pojawiły się pierwociny polskiego punk

rocka. Ówcześni saksofoniści  w składach niektórych kapel, po prostu dorzucali do utworów oszczędne wstawki. Tak było i w Centrali, gdzie ozdobność  instrumentu  dętego, jawiła się jako  „kropka nad i” , czy przyprawa podkreślająca smak  całego dania.

Koncert dopełniała klasycznie rockowa motoryka i manieryczny, rozmemłany wokal. W zależności od  intensywności kompozycji głos frontmana Pepe przypominał: Iana Astbury, Paula Banksa, Iana Curtisa, czy nawet Jima Morrisona. Przeciągane frazy i szczypta patosu, wyjątkowo  dobrze  wpasowały w nieoczywiste brzmienie grupy. 


Słychać było, że muzycy są doświadczeni i osłuchani. Spoglądając na rodzimy - naddzierżęciński grajdołek, bardzo rzadko idzie to w parze. Dojrzała twórczość Dolinainy sprawiła, że wieczór był okazją do wysłuchania kompozycji bogatych, zaskakujących i jednocześnie urzekających  mnogością  źródeł. Tak powinien brzmieć współczesny zespół rockowy. Jednak  tego typu orkiestr jest niesłychanie mało. Czyżby dlatego, że niewielu twórców  ma odwagę wykroczyć poza  schemat? 

Niestety zespół nie zagrał bisu, gdyż skurcz, który przytrafił perkusiście,  uniemożliwił  spełnienie oczekiwań słuchaczy. Wstęp na koncert był darmowy. Dopiero po występie można było zasilić muzyków dobrowolnym datkiem.