Królewski dystans odbył się w bardzo niekorzystnych warunkach atmosferycznych. Czołówka od początku się wykrystalizowała, w której były m.in.Justyna Kowalczyk, Therese Johaug oraz Marit Bjoergen.
Po przebiegnięciu 10 km zawodniczki, które znajdywały się w czołówce zmieniły narty, aby dostosować je do warunków panujących na torze. Na "czoło" niespodziewanie wysunęła się Japonka Ishida, która jednak szybko została z niego zepchnięta.
Z czasem Kowalczyk, Johaug i Bjoergen wyraźnie uciekły wszystkim rywalkom i było już wiadomo, że czołowe lokaty rozstrzygnął się właśnie pomiędzy, tymi zawodniczkami.
Na drugiej zmianie nart, na 20. kilometrze, Bjoergen ruszyła na trasę z kilkunastometrową stratą i wydawało się, że Polka i Johaug wykorzystają tę okazję, by "zgubić" najlepszą z Norweżek. Ta jednak szybko nadrobiła stracony dystans.
Na finishu żadnej z faworytek nie udało się "ucieć". Ostatni podbieg okazał się decydujący dla Johaung, której uciekły Kowalczyk o Bjorgen. Polka na ostatnich kilkuset metrach, nie dała rady Norweżce i ostatecznie, złoto zdobyła Marit, srebro Kowalczyk, a brąz Johaug.
Był to trzeci indywidualny i ostatni występ Kowalczyk w Val di Fiemme. Podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego najpierw była szósta w sprincie, a następnie piąta w biegu łączonym.
Wywalczone w sobotę srebro to siódmy medal MŚ w karierze Justyny Kowalczyk.