Wszystkich, którzy kochają muzykę graną na żywo, bardzo cieszy prawdziwy wysyp takich składankowych koncertów w Koszalinie. W zeszłym roku był koncert z piosenkami The Beatles, Mohomut i goście, impreza pamięci Tośki i wreszcie urodzinowa Fatamorgana. Wszystkie dowiodły, że Koszalin zdolnymi i wrażliwymi muzykami stoi.
Po wielu tygodniach prób, w szczelnie wypełnionym Studiu Koncertowym Polskiego Radia Koszalin pojawili się wcześniej już zapowiadani muzycy, którzy stanowili instrumentalny trzon całości. Wszyscy używali instrumentów akustycznych, choć tak naprawdę bez prądu nie mogło się obyć, także w metaforycznym znaczeniu.
Właściwie od pierwszych dźwięków wiadomo było, że możemy spodziewać się niebanalnych, własnych aranżacji dobrze znanych utworów. Dzięki obecności fortepianu i skrzypiec, nabrały one nowego, delikatnego oblicza. A przypomnijmy, że większość materiału w oryginale brzmiała bardzo mocno. W końcu grunge to ostatnia prawdziwa rockowa rewolucja w historii muzyki.
Repertuar koncertu składał się z prawie samych znanych utworów. W wersjach unplugged usłyszeliśmy covery Alice in Chains, Pearl Jam, Temple ot The Dog, Screeming Trees, Stone Temple Pilots i oczywiście Nirvany. Co ciekawe, obie pieśni tej ostatniej zaśpiewały dziewczyny: Come As You Are – Monika Kazyaka, a Smells Like teen Spirit – Jola Tubielewicz. I trzeba przyznać, że poradziły sobie wybornie.
Śpiewającym panom też niczego nie brakowało. Jak zawsze świetnie wypadli: Radek Czerwiński (najwięcej minut na scenie), Remigiusz Błaszków (poruszająca wersja „Black Hole Sun” Soundgarden zagrana z tylko z fortepianem i gitarą) i Mariusz Kózka.
Symbolicznym momentem w drugiej części koncertu był występ, po raz pierwszy ubranego w kraciastą koszulę, Jacka Barzyckiego. Pierwszą płytę jego zespołu Gdzie Cikwiaty, prowadzący koncert Adrian Adamowicz postawił obok debiutanckiego krążka grupy Hey, jako dwa bardzo ważne wydawnictwa dla polskiego grunge'u. Jacek zaśpiewał bardzo delikatną wersję „Lewituję” i pozdrowił bywalców „Music Pubu”, który w latach 90-tych był szczególnym miejscem w Koszalinie. Królował tam właśnie grunge.
Całość koncertu zagrana była bardzo oszczędnie, usłyszeliśmy tylko dwie gitarowe solówki, za to niezbędnego pieprzu dodała obecność na scenie Artura Orłowskiego, który zagrał kilka wybornych improwizacji na saksofonie altowym. W sumie na scenie pojawiło się osiemnaście osób, oprócz wyżej wymienionych wielkie brawa należą się: Adamowi Stefańskiemu – piano, Ewie Jachimowicz – skrzypce, Marii Kozłowskiej – instrumenty perkusyjne, Adrianowi Rozenkiewiczowi, Patrykowi Lachowiczowi, Przemkowi Olszewskiemu, Mariuszowi Rodziewiczowi (pomysłodawca koncertu) – gitary, Dariuszowi Bendykowi – perkusja i Henrykowi Rogozińskiemu – bas i zarazem szef muzyczny całości.
W gronie wokalistów pojawili się także Piotr Kuzioła i Maiusz Puszczewicz.
Brawa należą się także ekipie Radia Koszalin, która bardzo dobrze koncert nagłośniła i oczywiście Adrianowi Adamowiczowi, który całość zorganizował.
Jeśli ktoś z czytających właśnie pluje sobie w brodę, że się nie znalazł wczoraj przed sceną, to będzie mógł tę niewątpliwą stratę nadrobić :) Albo przybywając do Kawałka Podłogi 26 kwietnia o godzinie 20:00, albo słuchając Radia Koszalin 28 kwietnia o godzinie 16:05.