− Jeszcze w trakcie kryzysu rząd prognozował tragiczny stan finansów publicznych, prognozował, że deficyt wyniesie 12 proc. Wykonanie okazało się lepsze, ponieważ recesja była płytsza, ale również w wielu pozostałych krajach deficyty okazały się niższe – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Sławomir Dudek, główny ekonomista, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju. − Ale nie można mówić, że finanse publiczne są w dobrym stanie, dług zbliżył się do 60 proc., deficyt nadal jest jednym z większych w historii i plasujemy się w środku Unii Europejskiej pod względem deficytu, tak że stan finansów publicznych jest poważny, ale się ustabilizował. W nomenklaturze medycznej – stan jest dalej poważny.
Pod koniec lipca Sejm przyjął sprawozdanie rządu z wykonania budżetu państwa w 2020 roku i udzielił Radzie Ministrów absolutorium. Zgodnie z informacjami resortu finansów dochody budżetu państwa wyniosły w 2020 roku niemal 420 mld zł, natomiast wydatki zamknęły się kwotą ok. 505 mld zł. Oznacza to, że deficyt w wysokości niespełna 85 mld zł był niższy od założonego w znowelizowanej ustawie budżetowej za ubiegły rok o przeszło jedną piątą.
Dług sektora finansów publicznych według metodologii Eurostatu wyniósł pod koniec ubiegłego roku 57,5 proc. PKB, ale na koniec I kwartału 2021 roku wynosił już 59,1 proc. PKB, czyli niebezpiecznie zbliżył się do 60-proc. konstytucyjnego progu. Jeszcze w III kwartale ub.r. wynosił 56,7 proc. PKB, a kwartał wcześniej – 54,8 proc. Rząd podał tymczasem, że państwowy dług publiczny na koniec 2020 roku stanowi tylko 48 proc. PKB – o 9,5 pkt proc. mniej niż według metodologii Eurostatu.
− Jednak sam stan finansów publicznych nie jest tutaj najważniejszy, dużo gorszą sprawą jest to, że finanse publiczne w Polsce stały się nieprzejrzyste i ten proces nieprzejrzystości, kreatywności, omijania definicji i reguł fiskalnych rozpoczął się już przed kryzysem, w roku 2019, o czym wielokrotnie pisałem. Teraz tę diagnozę potwierdziła Najwyższa Izba Kontroli, która przygotowała obszerny, 400-stronicowy raport – argumentuje wiceprezes FOR.
W przedstawionym na początku lipca raporcie NIK zarzuca rządowi „bezprecedensowe wykorzystanie mechanizmów obniżających przejrzystość” wydatków budżetowych. Chodzi o udzielanie przedsiębiorcom pomocy poprzez Bank Gospodarstwa Krajowego i Polski Fundusz Rozwoju, które są rządowymi agendami, ale których wydatki nie wliczają się – zgodnie z polską ustawą – do długu publicznego.
W ten sposób rząd może unikać procedur związanych z przekroczeniem 55-proc. progu ostrożnościowego, który de facto Polska przekroczyła już w III kwartale ub.r. W przeciwnym razie byłby zobowiązany do stworzenia na kolejny rok budżetu obniżającego dług w relacji do PKB (a najlepiej w ogóle zrównoważonego, czyli bez deficytu), zamrożenia płac w budżetówce, przeglądu wydatków, opracowania planu sanacji itp. Dzięki scedowaniu wydatków na BGK i PFR rząd nie musi ich wliczać do długu. Powoduje to jednak pozostawanie tych kwot poza kontrolą Sejmu, a więc – pośrednio – obywateli.
− Urzędnicy Najwyższej Izby Kontroli w zasadzie od stycznia do czerwca, prawie przez pół roku fizycznie byli w Ministerstwie Finansów i zadawali pytania, kontrolowali różnego rodzaju operacje. Ten raport jest miażdżący. On mówi, że stosowana jest w Polsce kreatywna księgowość w celu ominięcia konstytucyjnej definicji długu, stosowane są operacje nieprzejrzyste po to, żeby pokazać lepszy obraz finansów publicznych, lepszy wynik budżetu państwa − punktuje dr Sławomir Dudek. − Na masową skalę są tworzone fundusze, fundusze państwowe, fundusze celowe, ale również, co gorsza, fundusze poza definicją finansów publicznych i poza kontrolą parlamentu, poza kontrolą społeczną i obywatelską. I to jest najgorsze w tej sytuacji, obywatele nie mają kontroli nad tym, jak są dzielone, rozdawane, wydawane publiczne środki.