Informacja dotycząca polityki plików cookies:
Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Jeśli prawdziwe jest zdanie, że nie ma złych pytań, tylko złe odpowiedzi, to pewne jest, że nie ma złej muzyki, mogą być tylko pasywni jej odbiorcy.
Muzyka Tsigunz Fanfara Avantura, siedmiosobowego bandu, jest w stanie ożywić nieboszczyka, a także niemrawą zwykle koszalińską publiczność. Z tą różnicą, że w innych miastach ludzie zaczynają tańczyć po drugim utworze, w Koszalinie dopiero po siódmym.
Kiedy poznaniacy grają, trudno jest usiedzieć w miejscu. Ich muzyka to swoisty koktajl Mołotowa. Grany na pięciu instrumentach dętych (tuba, trąbka, klarnet, saksofon barytonowy i altowy) i dwóch zestawach perkusyjnych, czerpie pełną garścią z muzyki bałkańskiej czy wprost serbskiej. Nieuniknione wydają się skojarzenia z weselno - pogrzebową orkiestrą Gorana Bregovicia, choć TFA gra utwory instrumentalne. I szybkie, pulsujące niekończącą się energią, i liryczne, pełne nostalgicznych nut.
Jak na tak niezwykle towarzyską muzykę przystało, panowie poznali się w knajpie i dość szybko stwierdzili, że skoro grają na dęciakach, to muszą stworzyć na polskiej scenie nową jakość. W krótkim czasie wieść gminna poniosła, że siedmiu młodzieńców gra niesamowicie wciągające koncerty i od pewnego czasu ich kalendarz jest zapełniony na kilkanaście miesięcy naprzód. To, że zagrali w Koszalinie, było wynikiem korzystnego zbiegu okoliczności. Nikt z obecnych na pewno nie żałował, że tego wieczoru znalazł się w Kawałku Podłogi.