Oto list:
Szanowni Państwo
W swoim tekście "Broń zabija", pan Robert Kukliński zaprosił do polemiki. Postanowiłem z takową wystąpić, ponieważ niestety nie potrafię zrozumieć przedstawionych przez pana Kuklińskiego truizmów, które rzekomo mają obalać tezę, że broń ratuje życie.
Przede wszystkim niezależnie od tego jak bardzo pan Robert stara się zaklinać rzeczywistość, broń ratuje życie. Istnieją dziesiątki serwisów internetowych dokumentujących przypadki, gdy ktoś dzięki posiadaniu broni palnej uratował swoje życie, zdrowie i dobytek. Dzięki globalnej wiosce, po zaledwie kilku dniach od zdarzenia, możemy obejrzeć zapisy z monitoringu w RPA, na których wyraźnie widać, że otyły i niemłody właściciel wypożyczalni samochodów uzbrojony tylko w pistolet, przegania kilku uzbrojonych w kałasznikowy młodocianych bandytów. Dzięki internetowi możemy przeczytać o tym, jak to goście pewnego baru w Teksasie doznali ataku amnezji, nijak nie mogą sobie przypomnieć, jak wygląda człowiek, który zastrzelił psychopatę, próbującego dokonać (nomen omen) Teksańskiej Masakry Pistoletem. Być może głównym powodem wystąpienia amnezji jest fakt, że w Teksasie nie wolno wnosić broni do baru, co dawało pozorny "komfort pracy" szaleńcowi, a bohatera (gdyby się odnalazł) wpędziłoby w poważne kłopoty.
Zatem przykłady, gdy posiadanie broni palnej uratowało komuś życie można mnożyć. Oczywiście dla równowagi, Brady Campaign próbowało otworzyć własny serwis, w którym chcieli zamieszczać historie o tym, jak to bandyta zobaczył broń u ofiary i od razu kogoś zastrzelił. Serwis zapowiadał się ciekawie, niestety został bardzo szybko zamknięty, prawdopodobnie przez brak treści do zamieszczenia.
Pragnę też zauważyć, że wspomniane przez pana Roberta masakry zdarzają się nie tylko w USA. Mają one miejsce również w krajach o prawodawstwie znacznie bardziej rygorystycznym, jak np. Korea Południowa, gdzie o broń legalną trudniej nawet niż w Polsce (ba, w Korei Południowej myśliwi po sezonie muszą oddawać broń do magazynów). A niedawno masakrze w Polsce zapobiegł... człowiek z pistoletem. Gdy w Chorzowie szaleniec zastrzelił instruktora na strzelnicy i zaczął pakować broń do torby, zatrzymał go uzbrojony właściciel obiektu, który po prostu wdając się w wymianę ognia zmusił go do pozostania na miejscu, aż do czasu gdy dojechała policja. Notabene w Polsce wcale nie tak trudno o broń nielegalną.
Panu Robertowi sen z oczu spędza wizja tego, jak to przebadany przez psychologa i prześwietlony obywatel mógłby sobie po prostu bez łaski Policji posiadać Glocka. Natomiast nie zauważyłem, by przejmował się on faktem, że w Raciborzu odurzony nieznaną substancją mężczyzna strzelał do ludzi przed dyskoteką, pijany mieszkaniec Legnicy strzelając z automatu kałasznikowa w ziemię przeganiał zbyt głośnych jego zdaniem zbieraczy, a mężczyzna w Radomiu próbował zastrzelić sąsiada za to, ze ten wyprosił jego synów ze zorganizowanej przez siebie libacji. Być może ma z tym związek fakt, że za każdym razem użyta była broń nielegalnie posiadana. Ta sama której używają bardziej profesjonalni bandyci i mniej profesjonalni kłusownicy i której policja w Polsce rekwiruje ok. 1000 szt rocznie. Notabene Policja uzbrojona, choć zdaniem pana Roberta być może nie powinna taką być. Jak ta Angielska, która powoli sama przyznaje, że rozbrojenie własnych obywateli nic nie dało.
Natomiast rzeczą która całkowicie przekracza moją zdolność pojmowania jest fakt, że pan Robert z takim przerażeniem pisze o posiadaniu narzędzia którym można w każdej chwili zabić człowieka. Cóż, jako człowiek posiadający w domu cztery sztuki broni nie potrafię zrozumieć kogoś, dla kogo najwidoczniej poranne krojenie chleba jest ciężką próbą charakteru. Panie Robercie, w zabijaniu najtrudniejsze jest nie tyle techniczne dokonanie zbrodni, co przełączenie w głowie przycisku, który nakazuje nam tego nie robić. Od czasu pierwszej wojny światowej (kiedy to wykonano pierwsze badania na ten temat) armie całego świata starają się tak wyszkolić żołnierzy, by byli w stanie strzelać do ludzi, bo to nie takie proste. Tymczasem wg pana wystarczy mieć pistolet i już. Jestem pełen podziwu. I nieco przerażony.
A pomijając drobne złośliwości serdecznie zapraszam pana Roberta na strzelnicę, gdzie może na własne oczy się przekonać, że w miejscu pełnym broni i amunicji nie spotka się z żadną agresją, a na dodatek będzie mógł spokojnie sprawdzić, czy z pistoletu naprawdę tak łatwo trafić. I być może przekona się pan przy tym na własnej skórze, ze jak mówią te rzadziej cytowane badania, ów demoniczny i nad wszelką wątpliwość udowodniony "efekt broni" dotyczy tylko tych, którzy jej nigdy nie mieli w ręku.
Pozdrawiam
Rafał Kawalec
członek zarządu ROMB
KOMENTARZ
Nie trudno zauważyć jak członkowie ROMB - w tym przypadku Pan Rafał Kawalec – są dumni ze swojego hasła „Broń ratuje życie”. Demagogia ma to do siebie, że jest atrakcyjna. Należy jednak porzucić wszelkie złudzenia, bo broń jest urządzeniem skonstruowanym po to, aby wystrzelić pocisk w kierunku określonego celu. Przeznaczeniem pistoletu, czy karabinu jest możliwie najskuteczniejsze pozbawienie życia człowieka lub zwierzęcia. To groźba użycia broni przez ofiarę może uratować jej życie, jednak nie sama broń. Do tego aspektu członkowie ROMB odwołują się najczęściej.
Argumenty przedstawiające historie masakr, czy polskich przykładów, kiedy to odurzony mężczyzna strzela pod dyskoteką do ludzi w żaden sposób, według mnie, nie przemawiają za ułatwieniem dostępu do broni. To bardzo proste. Im więcej broni w otoczeniu tym więcej okazji do jej zdobycia i wykorzystania w celach niezgodnych z prawem. Paradoksalnie zwiększa się szanse wystąpienia tego typu przypadków.
Im więcej broni w obiegu legalnym tym więcej jej także na czarnym rynku.
Badania psychologiczne oczywiście są słuszne, ale nie można założyć, że „przebadany przez psychologa i prześwietlony obywatel” w wyniku zdarzeń losowych nie popadnie w kryzys, który może stanowić zagrożenie agresywnego zachowania. W tym wypadku broń w rękach rozchwianego emocjonalnie obywatela staje się nad wyraz niebezpieczna.
Swoją droga odnoszę wrażenie, że miłośnicy broni lubują się w fantazjowaniu: „Kiedy tylko przyjdzie czas pokażę jak świetnie strzelam. Obronię bliskich i dobytek, a zły człowiek padnie trupem.” Jednak w mojej opinii sam fakt posiadania broni zaciera różnicę pomiędzy dobrym i złym. Wizja oswajania w sobie możliwości odebrania komuś życia daleka jest od mojego pojmowania dobra. Cel nie uświęca środków.
Za zaproszenie na strzelnicę podziękuje. Natomiast inny argument dotyczący celności pistoletu także przemawia, w mojej ocenie, na niekorzyść ułatwienia dostępu. Grozi nieprzewidzianymi konsekwencjami oddania strzału. Za ilustrację postawy miłośników broni niech posłuży grafika (poniżej), którą udało się znaleźć na facebookowym profilu Rafała Kawalca.
Robert Kuliński