Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Marcin Kozak: Brakuje lidera

Autor Damian Zydel 11 Marca 2013 godz. 22:22
Czego brakuje drużynie AZS? Skąd słaba postawa zawodników po świetnym początku sezonu? Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Marcinem Kozakiem, szefem koszalińskiego klubu.

Damian Zydel: Co stało się z drużyną, która pokonywała najlepsze zespoły w lidze, a z czasem zaczęła mieć problemy z takimi klubami jak Start Gdynia, Rosa Radom. Gdzie się podział AZS z pierwszej połowy sezonu?

Marcin Kozak,  prezes zarządu AZS Koszalin S.A.: Pierwszy raz spotykam się z sytuacją, w której tak doświadczeni i uznani gracze, jakimi dysponujemy, nagle przestali grać zespołowo. Wygląda to momentami jakby grali przeciwko sobie. Od samego początku, kiedy zaczęły się problemy, staraliśmy się zdiagnozować, dlaczego tak się dzieje, jednak żadna z rozmów czy to z trenerem czy z zawodnikami nie dawała nam odpowiedzi na pytanie, co się dzieje z tą drużyną.
 
Czy do zarządu dochodziły jakieś nieoficjalne informacje o konfliktach w drużynie, czy o innych powodach, które mogły doprowadzić do takiej zmiany na gorsze?

Nie mieliśmy takich sygnałów. Wszyscy wewnątrz drużyny twierdzili, że wszystko jest w porządku, jeżeli chodzi o relacje między zawodnikami. Widzieliśmy jednak, że coś jest nie tak.

Do jakich więc doszliście wniosków?
 
Przedłużająca się kontuzja Igora Milicicia zmusiła nas do zakontraktowania Seka Henry’ego. Kiedy ten zaczął grać tak, jak od niego oczekiwaliśmy złapał także kontuzje, która wybiła go z rytmu meczowego. W międzyczasie pojawiły się informacje o rozmowach zakulisowych Roberta Skibniewskiego z jednym z polskich klubów.
 
Czy w informacjach tych było ziarenko prawdy?

Mamy informacje prosto z klubu, który był zainteresowany Robertem Skibniewskim, że prowadzone były rozmowy na temat przyjścia tego zawodnika do konkurencyjnego zespołu. Z uwagi na niepełną dyspozycję Igora oraz uraz Seka nie byliśmy w stanie zdecydować się na krok, który powinniśmy wówczas zrobić.
 
Czy gdyby w tamtym okresie w pełni sił byli Milicić i Henry, klub wówczas pozwoliłby odejść Skibniewskiemu?
 
Na pewno rozmowa, która została przeprowadzona z Robertem przed jego odejściem w lutym przeprowadzona zostałaby kilka miesięcy wcześniej. Nie mogliśmy jednak wówczas doprowadzić do sytuacji, w której zostalibyśmy bez rozgrywającego.

Czy z perspektywy czasu Teo Cizmić został zwolniony ze stanowiska trenera za późno?

Teo do dziś dzwoni i pyta o zespół. To profesjonalista. Po prostu trener znalazł się w mało komfortowej sytuacji. Kontuzjowani byli najpierw Milicić, potem Henry. Oprócz tego Michael Kuebler nie był myślami w Koszalinie.

Czy prawdą jest to, że Michael zakończył karierę koszykarską?
 
Problemy osobiste tego zawodnika mogą do tego doprowadzić. Zawodnik uznał, że musi wracać do Stanów Zjednoczonych i poprosił o rozwiązanie kontraktu. Nie mogliśmy blokować tej decyzji. Uszanowaliśmy to.
 
Klub jednak nie był w stanie uszanować decyzji Jeffa Robinsona, który także musiał udać się do Stanów, przez co straciliśmy jednego z czołowych graczy.

To była dość dziwna sytuacja. Zawodnik nigdy w żaden sposób nie uzasadnił nam swojej chęci wyjazdu do USA. Usłyszeliśmy po prostu, że musi opuścić Polskę z przyczyn osobistych. Nic więcej. Niejednokrotnie mieliśmy przypadki, kiedy zawodnicy opuszczali kraj na jakiś czas, jednak wystarczyło usiąść przy stole i porozmawiać o tym, jak mężczyzna z mężczyzną. Na pewno byśmy doszli do kompromisu.
 
W miejsce Robinsona do Koszalina przyjechał Alex Franklin. Miał być wzmocnieniem, okazał się niewypałem.
 
Według oficjalnych informacji ostatnim klubem zawodnika była drużyna z ligi meksykańskiej. FIBA zakwestionowała list czystości z ligi meksykańskiej odpowiadając Polskiemu Związkowi Koszykówki, że ostatnim klubem Franklina była drużyna z Portoryko. Okazało się, że gracz może mieć nadal ważny kontrakt w tym kraju. Czekaliśmy na list czystości zawodnika, jednak ostatecznie otrzymaliśmy jedynie pismo, że list czystości zostanie wystawiony w poniedziałek. Ostatecznie list czystości nigdy do nas nie dotarł. W międzyczasie wykryliśmy u Alexa uraz, który utwierdził nas w przekonaniu, że nie warto dłużej trzymać tego zawodnika w Koszalinie.
 
Kto ponosi więc winę za tę sytuację?
 
Jako klub pracowaliśmy na informacjach przekazanych przez agenta zawodnika. Dopiero FIBA wykryła, że coś jednak z dokumentami nie jest w porządku.
 
Czy nad Koszalinem jest jakieś złe fatum? Tyle dziwnych sytuacji w jednym sezonie?

To splot niekorzystnych wydarzeń. Kiedy wydawało się, że może być już tylko lepiej, kontuzji doznał najrówniej grający gracz, Darrell Harris. Byliśmy zmuszeni więc do wypełnienia tej luki pod koszem. Nie było wiele czasu. Nie chcieliśmy już ryzykować i szukać kogoś za Oceanem. Wiedzieliśmy, że Stelmet chce zrezygnować z Roba Jones’a, więc skontaktowałem się z prezesem zielonogórskiego klubu. Ten wyraził zgodę na rozpoczęcie negocjacji z agentem gracza, więc w sposób przejrzysty rozpoczęliśmy procedury związane z zawarciem nowej umowy. Myślę, że zawodnik ten pokazał w Słupsku, że potrafi grać w koszykówkę i wierzę, że będziemy mieli z niego jeszcze pożytek.
 
Pożytek miał być także z Camerona Bennermana, a tymczasem…
 
Oczekiwania wobec tego gracza były ogromne. Wystarczy przypomnieć sobie okres jego gry w Polsce w barwach Czarnych Słupsk. Był wówczas najlepszym graczem na swojej pozycji. Ostatnio spisywał się także dobrze w silnej lidze tureckiej. W Koszalinie natomiast… jakby się nie odnalazł. Mam nadzieję, że Cameron zaaklimatyzuje się w zespole.
 
Podczas ostatniego meczu w Słupsku, Bennerman usiadł pod trybuną kibiców AZS jakby odcinając się od zespołu, z dala od ławki rezerwowych. Czy to nie świadczy o braku chemii w zespole?
 
Świadczy…
 
Może inaczej. Czy według prezesa klubu w drużynie jest chemia?
 
Według mnie nie ma chemii.
 
Co więc robią działacze oraz trenerzy, aby tę chemię przywrócić?
 
Rozmawiamy o tym wiele z trenerem oraz zawodnikami. Podejmujemy odpowiednie działania, aby wstrząsnąć tym zespołem.
 
Czy można spodziewać się zwolnień w zespole?
 
Tego nie zakładamy. Nikogo jednak też nie będziemy trzymali w drużynie na siłę. Chcemy w Koszalinie zawodników, którzy poświęcą się dla tego klubu.
 
Czy zawodnicy, którzy reprezentują AZS są gotowi do takich poświęceń?
 
Są, jednak w ostatnim czasie tego nie pokazują. Nie chce nawet słyszeć od zawodników żadnych usprawiedliwień. Muszą pamiętać, że grają nie tylko dla kibiców, prezesów, sponsorów. Grają dla samych siebie. To od ich gry zależy, ile zarabiać będą w przyszłości, w jakim klubie, w jakiej lidze grać będą. Problemem nie są umiejętności, bo te nasi koszykarze mają naprawdę spore. Problemem jest mentalność i wola walki. Inaczej tego nie można wytłumaczyć.
 
Kogo więc brakuje w drużynie? Kto może wstrząsnąć tym zespołem? Czy zostały już zastosowane wobec graczy kary finansowe za słabą postawę?
 
Nie chciałbym mówić o karach. Są to sprawy wewnętrzne klubu. Mogę jedynie powiedzieć, że podjęliśmy działania w celu zmobilizowania zawodników. Trener robi, co może. Brakuje jednak w tej drużynie mentalnego lidera. Zawodnika, który wstrząśnie pozostałymi graczami w pozytywnym znaczeniu.
 
Jak to możliwe, że brakuje takiego zawodnika skoro w naszym składzie mamy wielu doświadczonych graczy?
 
Doświadczenie i umiejętności to jedno. Charakter i wola walki to już coś innego. Oczekujemy od drużyny walki i zaangażowania przez 40 minut.
 
Przez brak tych cech drużyna traci kibiców…
 
Klub Glasgow Rangers, jeden z najbardziej znanych klubów piłkarskich w Szkocji, z powodu problemów finansowych został zdegradowany do trzeciej ligi. Mimo to na ich mecze przychodzi nadal kilkadziesiąt tysięcy fanów. Zawodnicy raz są, jutro może ich nie być. Kibice mogą wymagać, mogą mieć swoje oczekiwania, ale powinni mimo wszystko wspierać, a nie być przeciwko swojej drużynie. Mamy jednak gro fanów, którzy mimo wszystko są i wspierają klub.
 
Na co ci kibice mogą więc liczyć?
 
Walczymy o siódme miejsce. Walczymy o odzyskanie zaufania najwierniejszych kibiców. Liga jest nieprzewidywalna. Dokonamy jednak wszelkich starań, aby AZS wyszedł na prostą, bo sezon jeszcze się nie skończył.

Czytaj też

Henry apeluje o wparcie

Damian Zydel - 26 Marca 2013 godz. 17:51
Po dwóch kolejnych ligowych porażkach kibice AZS tracą cierpliwość. Amerykanin Sek Henry skrytykował zachowanie fanów i zaapelował o wsparcie Aktualny sezon w wykonaniu AZS Koszalin ma różne oblicza. Fantastyczna gra Akademików na początku sezonu napawała optymizmem. W Hali Widowiskowo Sportowej przegrywali wszyscy najwięksi kandydaci do mistrzowskiego tytułu. AZS z kolejki na kolejkę wyrastał na jedną z największych niespodzianek Tauron Basket Ligi. Z pozytywnego zaskoczenia, klub z Koszalina zamienił się jednak w największe rozczarowanie tego sezonu.   W chwili obecnej Akademicy zajmują ósme miejsce. Odległe, albowiem celem była pierwsza szóstka. Pisaliśmy już o nastrojach zarządu, warto przypomnieć sobie wywiad z prezesem klubu Marcinem Kozakiem, który stwierdził, że w drużynie nie ma lidera oraz brakuje chemii. Warto napisać także o nastrojach kibiców, do czego zmotywował Sek Henry mówiąc w wywiadzie dla serwisu Sportowefakty.pl - W poprzednich moich zespołach nie spotkałem się z taką sytuacją, że kibice zaczęli dopingować inną drużynę w trakcie meczu z racji tego, że nam nie idzie. To niespotykane. Rozumiem fanów, że im się nie podoba to, iż nie wygrywamy, ale my naprawdę chcemy odnosić te zwycięstwa. Po prostu nam to nie wychodzi. Nie może być tak, że kibice są tylko w momentach, kiedy wygrywamy. My potrzebujemy fanów także podczas porażek – apelował Amerykanin.   Zawodnik AZS miał na myśli mecz z Rosą Radom w Hali Widowiskowo Sportowej, podczas którego kibice w pewnym momencie katastrofalnej gry Akademików zaczęli… nagradzać brawami zagrania rywali. Podczas ostatniego meczu w Starogardzie Gdańskim natomiast koszykarze usłyszeli od swoich kibiców okrzyki „AZS to MY! Nie WY!”.   Zawodnicy na wsparcie mogą liczyć zawsze. Muszą jednak liczyć się także z oczekiwaniami kibiców. Nikt nie oczekuje od nich samych zwycięstw. Kibice oczekują poświęcenia i walki. Gdyby było je widać – nikt nie miałby do nich pretensji. Na nic zdadzą się apele zawodników, bądź obniżanie cen biletów na mecze przez zarząd. Recepta jest teoretycznie prosta: trzeba zacząć grać… i wygrywać!   Zarząd AZS nie przewiduje już wzmocnień. Nikt także do końca sezonu nie powinien opuścić drużyny. Ostatnio sporo mówiło się w kontekście odejścia Łukasza Wiśniewskiego do Trefla Sopot. Sam zawodnik dementuje te informacje.

Och, Karol!

Damian Zydel - 13 Marca 2013 godz. 10:57
Mariusz Karol to szkoleniowiec, który często zmienia miejsce swojego zatrudnienia. W piątek po raz kolejny pojawi się w Koszalinie. Mariusz Karol to jeden z nielicznych trenerów, którzy wchodzą „dwa razy do tej samej rzeki”. Przykładem mogłaby być kołobrzeska Kotwica, w której aktualnie pracuje. Bliższym przykładem jest jednak koszaliński AZS. Wystarczy przypomnieć sobie fakt, że Mariusz Karol był dwukrotnie zatrudniany przez działaczy Akademików w trakcie sezonu. Nigdy nie powierzono mu jednak w Koszalinie budowania składu. Pierwsza przygoda Karola z Koszalinem to sezon 2009/2010. Po nieudanym początku drużyny prowadzonej przez Rade Mijanovicia władze AZS zdecydowały się na zatrudnienie trenera „dwojga imion”. Efekt był świetny. Akademicy wygrywali mecz za meczem, zdobyli także Puchar Polski. Ostatecznie jednak Karola na kolejny sezon nie zatrudniono. Podobno oczekiwał zbyt dużej podwyżki. Ostatecznie wylądował w Sportino Inowrocław. W Koszalinie zaś zatrudniono Charlesa Bartona, który także po kilku miesiącach pracy został zwolniony. W jego miejsce zatrudniono po raz kolejny... właśnie Karola. No i historia się powtarza. AZS grał lepiej, ostatecznie zajął ósme miejsce w rozgrywkach ligowych. Osiągnął cel, jednak trener po raz kolejny nie otrzymał propozycji umowy na kolejny sezon. Wielu zastanawiał fakt, dlaczego tak się działo. Dlaczego AZS nie stawia na trenera, którego bronią wyniki? Okazuje się, że trener Karol był zwolennikiem zmian w funkcjonowaniu klubu. Chciał, aby trener miał większe uprawnienia. Chciał także, aby nasze miasto stało się kuźnią talentów. Nie byłoby nic w tym dziwnego, gdyby nie chodziło o talenty z Serbii i Chorwacji. Na to nikt z miasta ani klubu nie mógł się zgodzić. Swoje wizje zmian trener przedstawiał także Radzie Nadzorczej spółki. Nie zyskał jednak jej poparcia. W taki właśnie sposób doszło do sytuacji, w której Mariusz Karol już chyba sam wiedział, że z Koszalina nikt po sezonie 2010/2011 do niego nie zadzwoni. Oliwy do ognia dodał wywiad trenera dla jednej z lokalnych gazet, w którym stwierdził, że „nigdy nie współpracował z ludźmi, którzy znają się na koszykówce” - mając na myśli działaczy sportowych z całej Polski. Mając na uwadze powyższe nasuwają się następujące pytania: czy Mariusz Karol jeszcze kiedyś poprowadzi AZS Koszalin? Jak długo potrwa przygoda trenera z Kotwicą Kołobrzeg? Dlaczego nigdy w żadnym klubie nie zagrzał miejsca na dłużej? Czy problemem jest trudny charakter szkoleniowca? A może działacze, którzy jak wspomniał Karol, „nie znają się na koszykówce”?