Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Operowe co nieco

Autor Alina Konieczna / fot. Artur Rutkowski 15 Lutego 2014 godz. 4:35
W walentynkowy wieczór Filharmonia Koszalińska zaprosiła melomanów na operę komiczną Pergolesiego. Najpierw jednak orkiestra zagrała symfonię Mozarta.

Filharmonicy zmienili pierwotny plan piątkowego koncertu. W pierwszej części, zamiast zapowiadanej opery, zabrzmiała „Symfonia g-moll” Mozarta. Utwór delikatny, „koronkowy”, grany bez udziału kotłów, z ograniczoną liczbą instrumentów dętych, zabrzmiał nastrojowo, lekko i  zwiewnie.

 

Z pewnością stało się to zasługą Karola Borsuka, dyrygenta polskiego pochodzenia mieszkającego od wielu lat w Berlinie, który gościnnie pokierował  orkiestrą Filharmonii Koszalińskiej. - To artysta o wielkim sercu,  który przekazuje muzykom  swoją wrażliwość – podkreślał prowadzący koncert mistrz słowa mówionego Andrzej Zborowski. 

 

Drugą część koncertu wypełniła opera komiczna „La serva padrona” („Służąca panią”).  Pergolesiego. Jak tłumaczył Andrzej Zborowski, opery komiczne to krótkie formy operowe (intermezza), które były grane przed kurtyną, by wypełnić czas publiczności czekającej na  wielkie operowe dzieła.

 

Filharmonia mogła pokazać całą operę „La serva padrona” w wersji scenicznej, ponieważ do jej zaprezentowania nie były potrzebne wielkie dekoracje, czy duży zespół artystów. Elementy scenografii zostały przywiezione z Berlina. W operze wystąpili artyści polscy mieszkający w Berlinie.

 

Na scenie publiczność mogła podziwiać dwoje śpiewaków..-  W roli Uberto wystąpił Marek Picz (bas), partię Serpiny zaśpiewała Małgorzata Picz (sopran). Prywatnie artyści są małżeństwem.   w niemą rolę Vespone wcielił się Ludwik Schiller, aktor związany z zielonogórskim Teatrem Rozrywki Trójkat .

 

Orkiestra w niewielkim składzie, głównie smyczkowa, zajęła małą część sceny. Muzycy towarzyszyli śpiewakom, znaczącą rolę odebrał klawesyn, na którym grała Dorota Kuryło. Opera złożona z dwóch części, opowiadała o  perypetiach bogatego Uberto i zaborczej służącej Serpiny. Na scenie pojawił się też niemy służący Vespone, który na krótko stał się złowrogim kapitanem.  Całość skończyła się happy endem, czyli małżeństwem Uberto i Serpiny.

 

Opera komiczna złożona z dwóch części, nie trwała zbyt długo. Współcześni melomani mogli przekonać się, jakie rozrywki bawiły miłośników muzyki operowej w czasach Pergolesiego („La serva padrona” po raz pierwszy została wystawiona w 1733 roku) . Dziś ta historia nieco trąci myszką i nie budzi tak wielkich emocji, jak niegdyś. 

 

Wystawienie opery komicznej  w Filharmonii Koszalińskiej z pewnością stało się wydarzeniem artystycznym. Być może sama opera nie wszystkim przypadła do gustu, ale na pewno warto było ją zobaczyć. Choćby dlatego, że na scenie wystąpili znakomici śpiewacy, którzy odnoszą sukcesy na największych scenach operowych.  Także dlatego, że każda opera dla melomanów to święto.