Mało kto spodziewał się takiego obrotu spraw. Janusz Dylewski, który, jak mogło się wydawać, nie był wymagającym przeciwnikiem (przed walką bilans 0:8), pokonał Józefa Warchoła w pierwszej rundzie. Sam koszalinianin był zaskoczony, że jego rywal rzucił się na niego już na początku pojedynku. - Rywal trochę mnie obił, dostałem łomot, ale już odpocząłem. Wyleczyłem się z tej porażki i teraz nie myślę o niczym innym, jak o rewanżu– mówi jak zwykle szczerze Józef Warchoł.
Już wiadomo, że Warchoł będzie miał okazję do rewanżu 12. kwietnia, gdy Profesjonalna Liga MMA przeniesie się do...Koszalina. Gala będzie rozgrywana na hali Gwardii. - Pracuję już na maksymalnych obrotach. Mozolnie odrabiam pracę domową – komentuje koszaliński kickboxer. W walce z Dylewskim wyszło to, czego obawiano się najbardziej, czyli braki w parterze u Warchoła. - Oczywiście, pracuje nad tym elementem. Ostatnio cały tydzień spędziłem w Warszawie i wówczas trenowałem tylko walkę w parterze. Myślę, że te moje zaległości będą w pełni nadrobione do walki rewanżowej, którą zaplanowano na 12. kwietnia – zapowiada koszalinianin.
Walka Warchoła z Dylewskim trwała dosyć krótko. Były mistrz w wyciskaniu sztangi zaskoczył byłego kickboxera szybkim i efektownym startem. - Na pewno wyciągnę wnioski z poprzedniej walki, jednak nie chcę niczego mówić na temat mojej taktyki. To moja tajna broń. Wiem, że muszę zaskoczyć Dylewskiego, a sam pojedynek potrwa pewnie nieco dłużej niż pierwsze stracie – stwierdził Józef Warchoł.