Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Przyjdźcie do teatru, nie pożałujecie

Autor Alina Konieczna 11 Września 2013 godz. 18:38
Rozmowa ze Zbigniewem Lesieniem, aktorem teatralnym i filmowym, reżyserem spektaklu „Motyle są wolne”. Premiera tej sztuki zainauguruje 21 września nowy sezon artystyczny w Bałtyckim Teatrze Dramatycznym.

- Co zaserwuje Pan koszalinianom na dobry początek sezonu artystycznego 2013/2014?

- Będzie to sztuka niejednoznaczna, określana jako komedia romantyczna, jednak pełna głębszych treści – traktująca o niepełnosprawności, o zaborczej matczynej miłości, o zwariowanej dziewczynie, czy pokonywaniu barier.

 

- To chyba nie będzie zbyt wesoło?

- Będzie przede wszystkim optymistycznie, bo taka właśnie jest ta sztuka. Problemy, z jakimi boryka się bohater, niepełnosprawny młody człowiek, dobrze się kończą. Jest szczęśliwy finał. Tego optymizmu potrzeba nam nie tylko na scenie, ale i w życiu.

 

- „Motyle… ” reżyseruje Pan nie po raz pierwszy?

- To kolejna moja realizacja, jedną z poprzednich robiłem w warszawskim teatrze Kamienica u Emiliana Kamińskiego. Sztuka w znakomitej obsadzie cieszyła się dużym powodzeniem, zagrały w niej prawdziwe gwiazdy. Gdy Lesław Żurek, odtwórca głównej roli w warszawskim spektaklu dowiedział się o przygotowywanym przedstawieniu w Koszalinie, chciał dołączyć do obsady. Prawdopodobnie gościnnie pojawi się na scenie od stycznia 2014 roku. Ewa Ziętek, grająca rolę matki, też chciałaby gościnnie występować w Koszalinie, jednak to zależy od możliwości finansowych teatru.

 

- Jest Pan bardziej człowiekiem teatru, czy filmu?

- Zagrałem wiele ról w filmach, jednak to na teatrze się wychowałem. Teatr zawsze dawał mi wiele zawodowej satysfakcji. Moim powodem do dumy są nagrody za role, ale także spektakle, które reżyserowałem, choćby „Antygona w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego z udziałem Ewy Szykulskiej, zrealizowana we Wrocławiu w 1995 roku ( w tym spektaklu zagrał nieodżałowany Marian Glinka)  później w Białymstoku, w 2008 roku. W 1996 roku to przedstawienie otrzymało nagrodę krytyki za najlepszy spektakl teatralny.

 

- A jednak część publiczności, zwłaszcza tej młodszej, zna Pan głównie nie z teatru, lecz z ról w serialach. Czy dla aktora teatralnego i reżysera role serialowe są wyłącznie drogą do podreperowania finansów?

- Warto występować w tych serialach, w których trzeba zagrać, a nie tylko być na planie. Mamy seriale ambitne, gdzie coraz częściej pojawiają się dobrzy aktorzy. Czy to sposób na łatwy zarobek? Być może, ale przy okazji możliwość zagrania dobrej roli. Mam obecnie propozycję wystąpienia w nowej telenoweli.

 

- Proszę zdradzić jakieś szczegóły.

- Nie mogą, ponieważ wciąż toczą się rozmowy. Jeśli zakończą się pomyślnie, powstanie serial zaprojektowany na 180 odcinków.

 

- A inne plany artystyczne?

- Marzy mi się telewizyjna realizacja przedstawienia „Wesele w kurnej chacie” nawiązującego do „Wesela” Wyspiańskiego, z piosenkami Janka Kaczmarka, artysty z kabaretu Elita zmarłego kilka lat temu. Ten spektakl był wystawiony w Operze Wrocławskiej. Teraz, dzięki życzliwości ministra kultury, pojawia się nadzieja na przygotowanie wersji telewizyjnej. Chciałbym, aby powstał swoisty telewizyjny teatr piosenki, ze słynnymi przebojami Janka, choćby takimi, jak słynna „ Kurna chata”.

 

- Wróćmy do naszego podwórka. Prace nad „Motylami… ” dobiegają końca, 21 września - premiera. Dlaczego warto obejrzeć tę sztukę?

- Zapowiada się znakomite przedstawienie, które będzie zagrane przez młodych, utalentowanych i bardzo pracowitych młodych ludzi. Warto przyjść do teatru nie tylko ze względu na świetne wykonanie, ale i samą sztukę, bardzo optymistyczną, dobrze nastrajającą do życia i świata. Kiedy widz przychodzi do teatru i po wyjściu żałuje spędzonego w nim czasu, to chyba najgorsze, co może spotkać aktorów i reżysera. W tym przypadku o takim scenariuszu nie może być mowy. Wierzę, że każdy, kto przyjdzie na tę sztukę, nie pożałuje.

 

- Będzie Pan na premierze?

- Oczywiście, będę.

 

- Życzę zatem udanej premiery.

- Pozwoli Pani, że nie podziękuję, żeby nie zapeszyć.

 

- Rozmawiała Alina Konieczna