Zaczęło się naprawdę dobrze. Agresywny Koszarek, który żwawo biegał z piłką. Thomas Kelati grający jeden na jeden. Pierwsza kwarta w wykonaniu Polaków zaskoczyła, oczywiście pozytywnie. W obronie, nasi reprezentanci tyrali jak woły, biegali, szybko rotowali. Czesi wyglądali na zagubionych. Nawet Veseley nie potrafił ograć Marcina Gortata, bądź Macieja Lampe.
Druga kwarta, to lepsza gra naszych sąsiadów. Powoli rozkręcający się Czesi zaczęli ogrywać Polaków na każdym kroku. Akcja były grane z rozsądkiem. Oglądając to spotkanie zadawałem sobie pytanie, czy trener Bauermann był obecny na tym spotkaniu? Chyba zmysł taktyczny i założenia zostawił w hotelu bądź w szatni. Czesi grali tylko "do kosza", ich obwód był tak słaby, jak nasz w meczu z Gruzją. Polacy jednak z uporem maniaka kryli agresywnie na linii rzutów za trzy punkty, a pod koszem, gracz Washington Wizards - Jan Veseley (23 pkt. 14 zb.) robił to, co potrafi najlepiej.
Dużo dawały zmiany Michała Ignerskiego, który grał dzisiaj najrozsądniej z naszej kadry. Doświadczony skrzydłowy świetnie trafiał z dystansu i poprawnie bronił, jednak trener Bauermann miał klapki na oczy i wciąż stawiał na Lampego, który forsował swoje rzuty i nic nie dawał drużynie. Jeszcze gorzej niż gracz Barcelony zagrał Marcin Gortat. Nasz lider, najlepszy gracz, MVP zespołu, zdobył dzisiaj 5 punktów.
W dramatycznej końcówce zawiodła komunikacja. Thomas Kelati pokazywał Adamowi Waczyńskiemu, by ten uważał na Bartona. Zawodnik Trefla Sopot odpuścił doświadczonego Czecha, który rzutem z rogu wyprowadził swoją kadrę na prowadzenie i ustalił wynik spotkania.
Szanse na awans są, jednak tylko matematyczne. Polacy muszą wygrać z Chorwacją, Hiszpanią i Słowenią. Patrząc na grę naszych rodaków, można mieć spore wątpliwości, czy odniosą chociaż jedno zwycięstwo w grupie C.