Jamno, wydawać by się mogło być ekskluzywną częścią Koszalina. Wszak posiadaj piękną przystań jachtową i miejsce cumowania łodzi promowej "Julek". Jednak poruszanie się po drogach tej dzielnicy jest nie tylko bardzo utrudnione ale wręcz niebezpieczne. Z jednej strony z uwagi na możliwość uszkodzenia auta (woda zalewa dziury i nikt nie ma wiedzy - dopóki w nie nie wjedzie - o ich głębokości), a z drugiej strony kierowcy chcąc uniknąć dziur wykonują trudne do przewidzenia manewry. Brak chodników tylko dopełnia brak bezpieczeństwa.
- Sytuacja trochę się poprawia wraz z rozpoczęciem sezonu i przywróceniem połączenia miejskiej linii MZK, która dowozi ludzi do przystani. Wówczas Zarząd Dróg i Transportu łata dziury. Na wiele to się jednak nie zdaje - dodaje Mazurek.
Dziurawe ulice w Jamnie i Łabuszu to nierozwiązany problem od niemal 14 lat. Bo właśnie wówczas Koszalin został powiększony o te miejscowości. Przez te wszystkie lata miejscy urzędnicy wraz z prezydentem miasta włącznie nie potrafili - a może nie chcieli, nie chcą? - rozwiązać tego problemu. A mieszkający tu ludzie każdego dnia muszą zmagać się z tą - jak twierdzą - zagrażającą ich życiu sytuacją.
Stan dróg w Koszalinie od dawna - mówiąc delikatnie - pozostawia wiele do życzenia. Zarząd Dróg i Transportu zapewnia, że drogowcy starają się łatać dziury na bieżąco. Jednak, czy łatanie dziur poprzez ich zasypywanie masą bitumiczną w takich warunkach pogodowych ma większy sens?
Podobnego zdania są nasi Czytelnicy:
Brak poważnego podejścia do rozwiązania tego problemu wywołał u mnie porównanie ze słynną sceną "Kotłowni" z kultowego filmu Stanisława Barei "Miś": "Ja rozumiem, że wam jest zimno, ale jak jest zima to musi być zimno! Tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!" - Ja rozumiem, że są dziury. Ale jak jest mróz to muszą być dziury! Takie jest odwieczne prawo natury! Czy aby na pewno muszą?