W poniedziałek 17 października na posiedzeniu unijnej Rady ds. Rolnictwa i Rybołówstwa (AGRIFISH) w Luksemburgu ministrowie ds. rybołówstwa zakończyli toczący się od tygodni proces ustanawiania bałtyckich limitów połowowych. Niestety spotkanie okazało straconą okazją, aby skierować Morze Bałtyckie na ścieżkę odbudowy i zrównoważonego rybołówstwa w perspektywie długoterminowej.
Głos nauki niewystarczająco uwzględniony
Ze względu na tendencję spadkową wielu populacji ryb i zwiększające się ryzyko załamania ekosystemu, w okresie poprzedzającym wczorajsze posiedzenie Rady Komisja Europejska apelowała o uwzględnienie rekomendacji naukowców przy ustalaniu ostatecznych limitów połowowych na 2023. Co więcej, dla niektórych gatunków ryb Komisja zaproponowała jeszcze niższy poziom niż maksymalny pułap doradzany przez naukowców. Taki ruch był przykładem działania w duchu tzw. podejścia ekosystemowego do zarządzania rybołówstwem – miał on na celu ochronę poważnie przetrzebionych stad bałtyckiego dorsza. Niestety jednak głos Komisji nie przekonał decydentów.
– To już trzeci rok, w którym Komisja naprawdę podjęła wysiłek, aby wziąć pod uwagę względy ekosystemowe i ustalić bardziej ostrożne poziomy połowów, a ministrowie po raz kolejny przeciwdziałają tym ambicjom. Wciąż daleko nam do stylu zarządzania, które rozumie, że potrzeb ekosystemu nie można negocjować – mówi Nils Höglund z Coalition Clean Baltic.
– Chociaż zachęcające jest to, że Komisja Europejska i państwa członkowskie były bardziej przejrzyste w kwestii swoich stanowisk w sprawie limitów połowowych przed posiedzeniem Rady, teraz muszą rozszerzyć tę transparentność o uczciwą, publiczną dyskusję na temat znaczenia ryb jako inżynierów magazynowania węgla w oceanie – dodaje Rebecca Hubbard z Our Fish. – Istnieje pilna potrzeba odtworzenia populacji ryb, aby mogły one nadal wspierać wychwytywanie dwutlenku węgla i były bardziej odporne na pogarszające się konsekwencje zmiany klimatu.
Brak konsekwencji w decyzjach
Z jednej strony ministrowie państw członkowskich przystali na progresywną propozycję Komisji w odniesieniu do limitu dla gładzicy, której połowy charakteryzują się znacznymi przyłowami znajdującego się dziś w złej kondycji dorsza. Z drugiej jednak, w przypadku kwot dla szprota i śledzia z centralnego bałtyckiego stada – gatunków będących podstawowym źródłem pożywienia dla wschodniego stada bałtyckiego – decydenci ustalili kwoty na wyższym poziomie niż proponowała Komisja.
– To bardzo rozczarowujące, że państwa członkowskie ponownie wybierają krótkoterminowe zyski zamiast pomagać w odtworzeniu stad dorsza na Bałtyku – przyznaje Jan Isakson z organizacji Fisheries Secretariat.
Przyłów wciąż będzie zagrożeniem
Ministrowie ds. rybołówstwa podtrzymali propozycję Komisji, aby nie zezwalać na ukierunkowane połowy dorsza bałtyckiego ze wschodniego i zachodniego stada, a także śledzia z zachodniego Bałtyku. Zezwolono natomiast, wbrew głosowi organizacji pozarządowych, na wyładunek niewielkich kwot stanowiących przyłów (przypadkowy połów) tych ryb.
– Chociaż rozumiemy, że połowy w stu procentach wolne od przyłowu nie istnieją, mieliśmy nadzieję, że decydenci uzależnią wszelkie limity na przyłów od wprowadzenia odpowiedniej rejestracji połowów przy użyciu technik zdalnego elektronicznego monitoringu – mówi Cathrine Pedersen Schirmer z Danish Society for Nature Conservation. – Dania ostatnio z powodzeniem wdrożyła tę metodę w Kattegat.
Sukcesem posiedzenia Rady jest natomiast szereg decyzji dotyczących łososia. W przypadku limitów połowowych ministrowie poparli wniosek Komisji, a ponadto zarządzili o wprowadzeniu dodatkowych środków dotyczących zarządzania w celu ochrony słabych stad łososia. Taki wynik obrad jest zgodny z doradztwem naukowym i obejmuje potrzebną zmianę w zarządzaniu, uwzględniającą środki przestrzenne i czasowe zdecydowanie zalecane przez ekspertów od ponad 15 lat.
Bałtyk potrzebuje stanowczych działań. Teraz.
– Dla Bałtyku kończy się czas. Podczas gdy ministrowie podjęli dziś dobre kroki we właściwym kierunku, biorąc pod uwagę względy ekosystemowe dla kilku stad ryb, te kroki są zbyt małe i nie odpowiadają stanowi stanu kryzysu, w którym się znajdujemy – powiedziała Christine Adams z Seas At Risk. – Musimy przemyśleć, jak łowimy i jak możemy zarządzać rybołówstwem bałtyckim w sposób przyjazny dla środowiska i sprawiedliwy społecznie.
– To budujące, że w ostatnich latach obserwujemy nieco większy postęp w kierunku zrównoważonego rozwoju i uwzględniania niektórych elementów ekosystemu przy ustalaniu limitów połowowych – mówi Justyna Zajchowska, Starsza Specjalistka ds. Ochrony Ekosystemów Morskich w Fundacji WWF Polska. – Musimy jednak przyspieszyć tempo, jeśli bałtycki ekosystem ma się odbudować. Aby tego dokonać, niezbędne są dalsze środki ochronne, w tym zdalny elektroniczny monitoring w celu zapewnienia skutecznej kontroli rybołówstwa, obowiązkowe stosowanie selektywnych narzędzi połowowych i lepsze wdrażanie obowiązku wyładunku, a także przydzielanie kwot połowowych flotom o najmniejszym wpływie na środowisko.