PiS rozpoczął cyniczną kampanię przed eurowyborami, strasząc deprawacją „zwykłych polskich rodzin” przez środowiska homoseksualne. Z gejów i lesbijek robi się współczesnych Hunów, którzy chcą zawojować świat normalnych ludzi. W kampanię są włączeni politycy PiS, ich media – cały ten walec propagandowy obozu rządzącego.
Cel jest jasny – zastraszyć Polaków i stworzyć podział na „normalsów” głosujących za PiS i „zboków” z opozycji i UE. Szczyt cynizmu, przerabialiśmy już takie przypadki wcześniej, gdy rządzący straszyli uchodźcami. Efektem tamtej kampanii był wzrost liczby incydentów rasistowskich z użyciem przemocy i zmiana w postaci niechęci znacznej części obywateli do osób o innym kolorze skóry (więcej w mojej książce „Państwo teoretyczne”). Teraz może być podobnie. Wydawałoby się, że właśnie teraz Robert Biedroń powinien stanąć ramię w ramię z Rafałem Trzaskowskim i wesprzeć go. Chodzi wszak o kluczową kwestię: czy rządzący mogą rozpętywać nagonkę na mniejszości seksualne?
Gdy napisałem na tt, że w tym momencie Biedroń milczy, zalała mnie fala hejtu ze strony jego zwolenników. Argumenty były właściwe dwa (nie pisze o bluzgach, którymi przy okazji zostałem obrzucony). Pierwszy: Robert Biedroń ma już taką biografię, że nie musi udowadniać swoich poglądów w tej sprawie. No fakt, przecież nikt nie twierdzi inaczej. Tylko teraz jest moment próby. Coś co było marginesem polskiej debaty publicznej stało się jej centralną częścią i to że teraz, być może, decyduje się jak Polacy będą o tym myśleć na lata. Wydawałoby się, że należy zabrać głoś, dać odpór i to własną biografią i świadectwem, odpór kłamstwom i pomówieniom rzucanym przez PiS na całe środowisko osób nieheteronormatywnych, ale i przy „okazji” na opozycję. A tu nic. Wprawdzie przytacza się jeden wpis na tt o miłości i że nie damy się podzielić, ale trudno to uznać za jakiekolwiek stanowisko. A już na pewno nie za próbę nazwania po imieniu tego, co robią rządzący. Niewygodne?
Cały komentarz przeczytasz tu.