Anwil Włocławek ulega akademikom z Koszalina 64:66. Losy tego meczu rozstrzygnęły się w ostatnich minutach spotkania. Najlepiej punktującym zawodnikiem AZS-u był Robert Skibniewski 15 pkt.
Dobra gra akademików na początku spotkania. Zacięty mecz, żadna z drużyn nie odpuszczała. Anwil miał aż 10 strat, AZS tylko jedną. Kilka skutecznych bloków Harrisa świadczy o dobrej obronie. Natomiast niepokojąco wyglądała sytuacja ze zbiórkami ekipy z Koszalina - przegrywaliśmy na tablicach 12-24. W drużynie biało-niebieskich każdy zawodnik wnosił coś do gry, punkty w drużynie były rozłożone.
W drugiej części spotkania AZS konsekwentnie narzucał swoje warunki gry zarówno w ataku jak i obronie. Anwil powoli zaczął łapać swój rytm od momentu trójki Szubargi z końcową syreną. Dało się wyczuć nerwówkę i mimo, że zawodnicy z Koszalina nie rozpieszczali skutecznością to dramaturgia była do ostatnich chwil. Kluczowym momentem były rzuty osobiste Jeffa Robinsona przy prowadzeniu Anwilu 4 punktami. Źle zastawiona strefa pod koszem i po niecelnym drugim rzucie piłkę przechwycił Sek Henry, który dobijając był faulowany. Wyprowadził zespół na prowadzenie
które akademicy utrzymali do końca, mimo szans zmiany wyniku gospodarze ich nie wykorzystali. O wyniku zadecydowała egzekucja z linii osobistych. W tej grze nerwów lepiej spisali się koszalinianie, którzy mimo przegranej grze pod tablicą (47-32), ale i dzięki nieskutecznym zawodnikom Anwilu za 3 (5/30) zdołali przetrwać. To cenne zwycięstwo w trudnych warunkach na obcym terenie. Można śmiało powiedzieć, że AZS przełamał passę porażek na wyjeździe.
Anwil Włocławek - AZS Koszalin 64:66 (16-20 14-18 17-13 17-15)