W policji – największym polskim pracodawcy – wrze. Zdarza się, że policjanci nie wystawiają mandatów, paraliżują pracę włoskim strajkiem, a ich szefom coraz częściej puszczają nerwy. – Miało być eldorado, a są marne pensje, stary sprzęt, brak ludzi w komisariatach i cięgi od władzy i zarazem opozycji – tłumaczą powody frustracji policjanci. Tydzień temu, po serii kilkudziesięciu bezowocnych spotkań z kierownictwem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, przywódcy policyjnych związków zawodowych pojawili się w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
– Dialog nie posuwa żadnych spraw do przodu. Chcieliśmy spotkać się z premierem, by mu przedstawić nasze argumenty – tłumaczyli Rafał Jankowski i Andrzej Szary, szefowie NSZZ Policjantów. Premier nie znalazł dla nich czasu, odsyłając funkcjonariuszy na spotkanie z nadzorującym policję wiceministrem spraw wewnętrznych i administracji Jarosławem Zielińskim. – Wrócimy w wielotysięcznej grupie – zapowiedzieli więc związkowcy. Demonstracja odbędzie się 2 października. Decyzję o dołączeniu do policjantów podjęli urzędnicy resortu spraw wewnętrznych, a także pracownicy cywilni policji, strażnicy graniczni, służba więzienna, a nawet strażacy i inspektorzy transportu drogowego.
W sierpniu łączne dochody z wpłat z tytułu grzywien nakładanych w formie mandatu karnego przez wszystkie uprawnione jednostki wyniosły 25 348 409 zł. Rok temu było to 50 237 578 zł. Do takich danych Izby Skarbowej w Opolu, która rozlicza mandaty z całej Polski dotarło Radio ZET. Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Policjantów uważa, że to efekt protestu służb mundurowych.
– Całe środowisko jest zdeterminowane, protestują wszyscy policjanci, bo widzą jaka jest sytuacja w służbie. Jeśli rząd tego nie zrozumie, to będzie jeszcze gorzej – mówi przewodniczący Związku Rafał Jankowski.
Na 2 października związkowcy zapowiadają manifestację w Warszawie. Domagają się między innymi podwyżek o 650 zł i powrotu do poprzedniego systemu emerytalnego.