Ten długości 15.87 m, szerokości 3.35 m, mający 100 m2 żagli, I zabierający 10 osobową załogę jacht stał ostatnio i niszczał w darłowskim porcie. Na szczęście dla niego znalazła się grupa 11 żeglarzy, która odkupiła od LOK jacht. – Cena jaką za niego zapłaciliśmy jest tajemnicą handlową – mówi Przemysław Bukowski, kierownik działu naprawy statków w Stoczni M&W Darłowo, który równocześnie został współwłaścicielem Wojewody.
- Jednostka wymaga sporych prac remontowych. Naprawy poszycia kadłuba I wymiany instalacji dostosowanej do nowych przepisów – mówi Bukowski. Mimo to właściciele planują wypłynąć nim jeszcze podczas tegorocznych wakacji.
Dzięki tej grupie Wojewoda Koszaliński uniknął losu, jaki spotkał inną jednostkę – Dar Koszalina.
Jacht ten przed laty został oddany do remontu w usteckim warsztacie szkutniczym i… wszyscy zapomnieli o nim. Dopiero zdjęcia Edwarda Zająca i Romana Kwiatkowskiego opublikowane na stronie internetowej Jerzego Kulińskiego ukazały to, co z niego zostało…
Wojewoda Koszaliński to jacht-symbol koszalińskich żeglarzy. Przypomnijmy za “Kilo wody pod stopą” czyli spisanej przez Tomasza Rogowskiego i Grzegorza Rawęskiego historii Trampa jak doszło do jego budowy.
“Władze LOK przekazały kołobrzeskiemu OSiR dwa trampowskie jachty ORKANA II i DAR KOSZALINA oraz fort w porcie jachtowym w Kołobrzegu. Tamci zaś kazali sobie płacić za każdą "dobokoję". Decyzję o budowie jachtu morskiego dla TRAMPA podjęto trochę na wariackich papierach. Władze LOK umyły bowiem ręce i na WOJEWODĘ KOSZALIŃSKIEGO, jak później nazwano jednostkę, pieniędzy nie dały. Przez lata żeglowaliśmy na "Orkanie" i "Darze Koszalina” z napisem: port macierzysty Kołobrzeg. Jachty były małe, chętnych do żeglowania wielu i tak to w czasie jednego, jesiennego rejsu naszych żeglarzy na harcerskim jachcie "Płowce", w zimnej i mrocznej mesie, zrodziła się myśl, a w ślad za nią decyzja o wybudowaniu jachtu morskiego "z prawdziwego zdarzenia".
Trwałego silnego i większego od innych. Oddanie cum szczecińskiej stoczni po rejsie i nagła wizyta u konstruktora, Kazimierza Michalskiego, były początkiem "Wojewody". Wiedzieliśmy już wcześniej, że on "na desce " ciekawą i odpowiadającą nam konstrukcję - przyspieszył więc obliczenia i rysunki, a mu mieliśmy już coś w ręku. Nawet kolejarze z pociągów relacji Szczecin - Koszalin bezwiednie przyczynili się do szybkiego wybudowania jednostki, przewożąc mokre jeszcze plany od p. Kazia - konstruktora, które po wyświetleniu, zwykle jeszcze tego samego dnia, ekstra pocztą samochodową jechały do Ustki lub Darłowa. Konstruktor - nieoceniony Kazio Michalski - za głowę się łapał, karpia robił i trabanta zajeżdżał ... jadł w samochodzie, spał na traserni i kreślił nocami plany, a jacht rósł i coraz bliżej było wodowania. Z poważnych kłopotów, związanych z zakupem wysokiej klasy silnika, wyratowała nas szwedzka załoga robotnicza budująca "Sławodrzew", przekazując w prezencie 36 konną Pentę
Ciekawa historia wiąże się także z nazwą jednostki. „Nazwa zobowiązuje, ale na razie wojewodowie nasi częstymi gośćmi na pokładzie jachtu nie byli. Żaden z nich nigdy nie uczestniczył w najkrótszym nawet rejsie. Powiedział ktoś przy chrzcie jednostki, że w nazwie jachtu umieściliśmy "całą beczkę wazeliny" ... Na to wygląda, choć tak naprawdę, to nazwę wybrało wysokie jury w wyniku ogólnopolskiego konkursu, rozpisanego wśród klubów żeglarskich. Wygrała go żeglarka z Wrocławia, szeroko, mądrze i historycznie uzasadniając tę nazwę. W wyniku wygranej uczestniczyła "za frajer" w jednym z ciekawszych rejsów i to razem z mężem. W naiwności swojej sądziliśmy, że natychmiast (lub jeszcze szybciej) dzięki nazwie otrzymamy od wojewody koszalińskiego stała znaczną dotację na bądź co bądź znaczne koszty utrzymania jednostki, na jej remonty i eksploatację. Próżne nadzieje ...”.
Na tym pełnomorskim jachcie szkoliły się pokolenia żeglarzy. Jacht s/y Wojewoda Koszaliński PZ-507 w pierwszy rejs wypłynął w kwietniu 1976 r. uczestnicząc w obchodach 200-lecia Stanów
Zjednoczonych Ameryki Północnej (Operation Sail'76). Jacht kilkakrotnie odwiedził kontynent amerykański (Brazylia, Karaiby, Kuba, USA), opłynął legendarny przylądek Horn, gościł w portach śródziemnomorskich od Grecji po Gibraltar i wielokrotnie wypływał w rejsy dookoła Europy. Za rejs wokół Przylądka Horn na Wojewodzie Koszalińskim w roku 1982 kapitan Ryszard Wabik otrzymał nagrodę roku i Srebrny Sekstant.