Pochód tradycyjnie ruszył spod kościoła Ducha Świętego. Po drodze z głośników wybrzmiewały piosenki dziecięce oraz hasła typu: „Zawsze i wszędzie, rodzina za życiem będzie”. Na czele kolumny maszerowali Rycerze Jana Pawła II. Nad głowami uczestników powiewały balony i łopotały przemoknięte parasole.
Pochód zakończył swój bieg na Rynku Staromiejskim.
Tym razem zabrakło sztandarów Obozu Radykalno – Narodowego, choć radykalizm środowiska przejawiał innymi elementami. Chodzi o akcję zbierania podpisów pod obywatelską inicjatywą „Stop aborcji”, która zakłada likwidację wszelkich wyjątków zezwalających na przerwanie ciąży. Projekt ma także zapisy mówiące o karach dla kobiet, które dokonają aborcji. W asortymencie jest nawet
możliwość pozbawienia wolności.
Ponieważ przemarsz odbywał się w strugach deszczu, wolontariusze zbierali podpisy dopiero pod City Boxem. Jedną z pierwszych osób, które ochoczo wsparły inicjatywę swoim nazwiskiem i peselem, był Kazimierz, taksówkarz z Koszalina. - Życie jest najważniejsze – mówi. - Podam panu przykład. Powszechnie się uważa, że dziecko z gwałtu należy usunąć - zabić. Mam kuzynkę, która wyjechała do Stanów i tam zgwałcił ją murzyn. Brat zabronił jej usunąć ciążę
pomimo tego, że była zaręczona i czekała, aż jej narzeczony do niej dojedzie. Była w bardzo trudnej sytuacji. Wie pan co? Urodziła to dziecko. Ma teraz tego murzynka i więcej dzieci nie posiada, bo okazało się, że jej obecny już mąż jest bezpłodny – kończy swoją opowieść.
Młoda wolontariuszka z uśmiechem zachęcała do składania podpisów. Jest mocno zaangażowana, choć dopiero pierwszy raz bierze udział w
Marszu dla Życia i Rodziny. - Wcześniej słyszałam o tym przedsięwzięciu, ale dopiero w tym roku udało się do niego dołączyć - wyjaśnia Monika Cychowska z katedralnej Oazy. - Z racji tego, że działam w Oazie, właśnie zbierając podpisy pod projektem ustawy zakazującym aborcji, uznałam że to mój obowiązek, aby dziś tutaj być. Jestem za ochroną życia od poczęcia do śmierci, bez wyjątku.
Dla młodej Moniki rodzina jest bardzo ważna – Jest dla mnie na
pierwszym miejscu, co prawda zaraz po Panu Bogu. Rodzina to wspólnota, która jest z nami od samego początku, do samego końca.
Niektórych marsz pobudził do głębokich refleksji. – Myślę, że dzisiejsze wydarzenie ma duże znaczenie dla nas - katolików – tłumaczy Szymon, leśnik i rolnik spod Koszalina.- Jako jeszcze kawaler zastanawiałem się nad tym, że oczywiście wygodnie się żyje samemu. Ale dzisiaj podczas tego ciężkiego przemarszu w deszczu, na
powrót do mnie dotarło, że to jest piękne, to życie rodzinne. Poza tym zawsze staję w obronie wartości chrześcijańskich. Życie jest piękne i ważne od samego poczęcia - dodaje. - Podpis pod ustawą złożyłem już wcześniej w kościele. Popieram tę inicjatywę ponieważ papież Jan Paweł II powiedział, że: „Naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości.”. Nie możemy się skupiać na ludzkich aspektach, bo jeśli głowa kościoła tak mówi, to jest w tym sens. Jeżeli nie będziemy brać sobie do serca wskazówek z góry, to ten naród się rozpadnie. Mogą sobie krzyczeć ci wszyscy kodowcy i inni sponsorowani przez zachód. Jeśli my chrześcijanie, przyjmiemy ten głos z góry i będziemy bronić Boga, to on nam pomorze w podniesieniu
ojczyzny. Obietnica Maryi mówi o tym, że Polska będzie wywyższona w świętości i wielkości. Musimy tylko głosić wartości chrześcijańskie.
Na scenie City Boxu odbył się także spektakl spektakl pt. „Czerwone spodenki” w wykonaniu wychowawców z Ośrodka Rehabilitacyjno-Edukacyjno- Wychowawczego w Gudowie k. Drawska Pomorskiego. Sztukę napisała jedna z terapeutek ośrodka Małgorzata Rudnicka, a wyreżyserował ją aktor Jarosław
Boberek. Na scenie zaprezentowali się wychowawcy i terapeuci ośrodka. Sztuka dotyczyła autyzmu.
Po podziękowaniach uczestnicy marszu rozeszli się domów.