Jako pierwszy wystąpił zespół Underfate z Kwidzyna. Grupa już po raz drugi gościła w Koszalinie. Wcześniej kwartet zagrał jako suport Besides i został bardzo ciepło przyjęty przez rodzimą publiczność. Zdawało się więc, że Kawałek będzie pękał w szwach, jednak okazało się inaczej. Niestety typowe
progresywne granie nie należy do stylistyk szczególnie popularnych.
Szkoda, bo fani rocka mogli posmakować czegoś innego. Zespół Underfate zaprezentował bardzo pieczołowicie opracowany występ, wzbogacony o projekcję video. Ponadto na ekranie można było wyczytać wersy libretta, składające się w historię zawartą na pierwszym konceptualnym albumie grupy pt. „Seven”. Opowieść przedstawia przeżycia chłopca o imieniu Mercury, który po 14 latach budzi się ze śpiączki.
W półmroku grupa zaprezentowała swój materiał, pełen klasycznych rozwiązań obranej drogi muzycznej. To zdecydowanie propozycja dla zagorzałych fanów progresywnego grania, których nie razi monotematyczność i przewidywalność narracji.
W pełni instrumentalne „makarony” trąciły z lekka zadęciem, ale trzeba muzykom przyznać wielką odwagę w poszukiwaniu swojej drogi. Szkoda, że póki co, prowadzi ona w ślepy zaułek przerostu formy nad treścią. Dramaturgia wynikła z prostych układów harmonicznych, wypracowanych co najmniej 30 lat temu - to zwyczajnie
może nużyć. Nielicznie zgromadzeni słuchacze nagrodzili jednak młodych muzyków gromkimi oklaskami.
Na zwieńczenie wieczoru koszalińska publiczność usłyszała poczynania grupy aERO. Tym razem zabrzmiały pop rockowe piosenki, okraszone szczyptą progresywnych przypraw w postaci rytmicznych połamańców i klawiszowych przestrzeni. Wokalista i gitarzysta grupy Marcin Kruszyński starał się usilnie zaprzyjaźnić z publicznością, uskuteczniając pomiędzy utworami najzwyklejsze gadulstwo. Jest to jakiś sposób ujęcia słuchaczy, tym bardziej jeśli na scenie brakuje charyzmy.
Koncert przedłużył się niemiłosiernie, ale fani nieco innego grania byli usatysfakcjonowani. Nie szczędzili naskórka dłoni, oddając salwy hucznych oklasków.