Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Przybyli Ułani do Kawałka

Autor Robert Kuliński 1 Grudnia 2015 godz. 0:42
Nie trzeba być jasnowidzem, aby przewidzieć, że poniedziałek nie jest dniem idealnym na koncert. Szczecińscy muzycy z Ułanów Kapitalizmu, jednak zdecydowali się zagrać w Kawałku Podłogi, choć nie można było się spodziewać powalającej frekwencji.

Zajadłość zespołu do propagowania s w o j e j  - co warto podkreślić – muzyki, graniczy z obłędem. Jednak nie tylko za to grupie należy się wielkie uznanie. Ułani Kapitalizmu to przede wszystkim świeżość, odwaga i bardzo nietypowe granie.


Warto przywołać z odmętów historii muzyki pięknie brzmiący skrót RIO. Muzyczni poszukiwacze doskonale wiedzą, że nie tylko nazwa zapomnianego stylu przywodzi pozytywne skojarzenia, ale także jego nuty.  Słuchając Ułanów nie sposób powstrzymać się od tęsknoty za dźwiękami, kiedy to Fred Frith z zespołem Art Bears przełamywał konwencję, a Henry Cow  opowiadał swoją niezwykłą legendę. W repertuarze szczecinian wybija także zappowski sakrkazm i yassowa gorliwość w dekonstrukcji.

To już druga wizyta składu w Koszalinie. Kilka lat temu młody oddział muzycznych wojowników, nawiedził progi BeWuA.


Czas służy żołnierzom. Teraz instrumentarium wzbogaca kontrabas. Natomiast brzmienie grupy nabrało mocy. Potężna rockowa ściana dźwięku, rozlewa się na pieczołowicie poplątanych  rytmach. Nad całością góruje swoisty sadyzm. Muzycy z namaszczeniem budują bardzo wyrafinowane harmonicznie motywy, po to tylko, by w morderczym jazgocie zarznąć je, jakby za karę, że są tak wykwintne. Bardzo niekonwencjonalne podejście, co powinno zainteresować każdego, kogo nuży już wszechogarniające indie (srindi), czy spóźniona, co najmniej o 15 lat, moda na post rocka.  


Ułani Kapitalizmu oddają hołd tym muzykom, którzy swój fach traktowali przede wszystkim jako wypowiedź artystyczną, a nie spełnianie oczekiwań „kochanej publisi”. Oczywiście to przekłada się na popularność grupy. Kontrabasista Bartek Czajkowski podczas występu w Kawałku Podłogi powiedział żartobliwe zdanie, które zawiera wiele prawdy: „Jechać w Polskę z takim materiałem - to jest dopiero ułańska fantazja!”.

Muzyka zespołu rzeczywiście nie jest łatwa. Miłośnik audycji Piotra Stelmacha uzna Ułanów za dziwadło. Fan jazzu, że muzykom brakuje ogłady. Natomiast miłośnik Antyradia... właściwie powinien zostać pominięty w tej refleksji.


W takim razie po co?  Dlaczego muzycy, świetnie operujący swoimi instrumentami, sami skazują się   na niszę? Może dlatego, że zbyt wiele w nich szacunku do muzyki?

Słuchanie Ułanów na żywo, to uczestnictwo w czymś wyjątkowym, co nie pozwala odetchnąć. Co zmusza do odbioru dźwięków całym sobą.  Dosłownie zmusza, bo instynktownie włącza się potrzeba poznania i zgłębienia tego co jest tak inne – oryginalne, a jednocześnie czerpiące z najciekawszych momentów historii muzyki.

Ułani nie gardzą  progresją, omijają tylko jej nadęcie. Korzystają z podwalin rockowych, odcinając się od  ich prymitywności. Wplatają awangardowe wpływy, nadając im humorystyczny koloryt. To wszystko może wydawać się nieco zbyt wyszukane, wymóżdżone i pretensjonalne, ale wystarczy złapać dystans, taki jaki muzycy prezentują na scenie. Wtedy można rozpocząć nieprzewidywalną przejażdżkę zwariowanym rollercoasterem.

Choć publiczność nie dopisała, to muzycy zagrali z pełnym zaangażowaniem, racząc słuchaczy nie tylko s w o j ą muzyką, ale także specyficznym dowcipem. Brakuje tego typu formacji w Polsce, oby Ułanom Kapitalizmu wystarczyło sił na batalię z nadwiślańskim zaściankiem, która potrwa zapewne jeszcze kilka dekad.

 

Niech ułański wirus kreatywności rozprzestrzeni się na dobre, a młodzi muzycy w całym kraju znów zaczną zaskakiwać, a nie kopiować. Tego powinni sobie życzyć wszyscy miłośnicy muzyki, zarówno ci na, jak i pod sceną. 

Następny artykuł