Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Biesiadna zabawa z zespołem Enej

Autor Robert Kuliński 14 Listopada 2015 godz. 7:34
Szarganie sobie nerwów z powodu jakiejś tam gwiazdki bez wyrazu, zakrawa o masochizm. Jednak warto poznać grupę, która w ostatnich latach zapycha radiową antenę, coraz to bardziej infantylnymi pieśniami.

Doskonałą okazją do takiego przedsięwzięcia jest koncert, bo to najbardziej materialne spotkanie z muzykami i publicznością. Miniony wieczór w Studenckim Klubie Kreślarnia upłynął przy kompozycjach formacji Enej. Lokal - o dziwo - wypełnił się fanami, a w znacznej większości fankami grupy. Co ciekawe  kreacje i wyjściowa „stylówka” świadczyła o tym, że  piosenki zespołu łączą rozmaite pokolenia, jak i grupy odbiorców.

 

Część zgromadzonych pod sceną składała się z młodych pochłaniaczy radiowych i telewizyjnych  przebojów. Nastolatki z rockowymi dodatkami, młode  kobiety  odstawione jak na dyskotekę, zdystansowane trzydziestki i ponad czterdziestoletnie miłośniczki klubowego party. Wśród mężczyzn większą grupę stanowili towarzysze wymienionych powyżej, którzy większym zainteresowaniem obdarzyli barowe płyny, niż żywe uczestnictwo w koncercie. Jednak trafili się i tacy, którzy z pełnym zaangażowaniem zdzierali gardła wykrzykując każdy wers kolejnej piosenki. Panowie o podtatusiałej sylwetce i  młodzi yuppies, spędzali koncert na różnorodne sposoby.  

 

Występ zespołu nie trwał długo, bo niewiele ponad godzinę, ale zabrzmiały wszystkie największe hity grupy, m.in. „Dzisiaj będę ja”, „Nie chcę spać”, „Symetryczno – liryczna”, „Tak smakuje życie” , czy  szczery do bólu protest song (sic!) „Zbudujemy dom”.  

 

Biesiadne kompozycje, oparte głównie na folkowej stylizacji bałkańskiej, a nie ukraińskiej, sprawdziły się wyśmienicie jako podkład pod szoty i „piwne zawody”.

 

Nie zabrakło także chwytów wodzirejskich, które każdy wykonawca pop musi uskuteczniać na swoich koncertach, czyli werbalna zachęta do okazywania należnej czci muzykom poprzez okrzyki, czy uniesienie górnych kończyn ponad głowę i rytmicznie uderzanie ich końcówkami o siebie.

 

Broń Boże nie ma w tym ni krztyny pogardy, bo tego typu zespoły jak Enej dołożyły wszelkich starań, aby uwieść słuchaczy. Muzycy wypracowali brzmienie, które zupełnie nie wyróżnia grupy spośród innych pseudo folkowych bandów. Rzeczona wcześniej stylizacja bałkańska, zawsze się sprawdza. Ponadto sekcja dęta to gwarant sukcesu, bo nieważne co gra. Może nawet w kółko odgrywać te same schematy w każdym utworze. Publisia i tak to kupi. Wie o tym stary już Staszewski i dziennikarze z Poparzonych Kawą Trzy.

 

Dodajmy do tego teksty zupełnie niezobowiązujące, a wręcz nijakie o przysłowiowych czterech literach słowiańskiej Maryni i jest produkcik, który przez kilka sezonów  będziegenerował ładny utarg.

 

Żeby tak się stało potrzeba nie lada zapału. Trzeba robić wszystko co urąga komuś, kto faktycznie kocha muzykę. Pokazać się w Must Be The Music. Związać się z ekspertami od tworzenia przebojów i godzić się na każdą rewelację producencką, która wynika z badań potrzeb przeciętnego słuchacza. Przeciętnego, więc muzyka też musi być przeciętna. Najlepiej jak kojarzy się dobrze. Co w Polskiej kulturze jest najbardziej uwielbianą formą rozrywki? Oczywiście „epicka popijawa”, czyli wesele, ewentualnie potupają w remizie. I jak tu się dziwić, że Enej wypełnił „Kreskę” słuchaczami po brzegi, skoro weselność muzyki tegoż składu wybija w każdej jednej nucie?

 

Nerwy zostały poszargane. Zjawisko poznane i doświadczone. A niniejszy „parapaszkwil” napisał się sam.