Każdy z nas ma lepsze lub gorsze dni. Koszykarze też są ludźmi i oni także miewają wzloty i upadki, dlatego nie należy skreślać ich po kilku słabszych meczach, bo te lepsze na pewno niedługo przyjdą.
Koszalinianie świetnie rozpoczęli rozgrywki 2012/2013. Po pierwszej rundzie zapowiadało się na to, że Akademicy bez większych problemów zajmą miejsce w czołowej szóstce. Koszykarze razem ze szkoleniowcem byli wychwalani i już chciano im wieszać na szyjach medale mistrzostw Polski. Przyszedł jednak kryzys, który nadejść musiał, bo przecież każda drużyna przez to przechodzi. Większość kibiców nie była wyrozumiała. Za niepowodzenia obwiniano wszystkich, włącznie z zarządem klubu. Pracę stracił trener Cizmić, a w jego miejsce przyszedł Zoran Sretenović, który w swoim debiucie trafił na zielonogórski Stelmet. Drużyna serbskiego szkoleniowca przegrała po dogrywce, jednak tego dnia, gospodarzy cechowała ambicja i niesamowita determinacja. Przegrana z bogatszym i naszpikowanym gwiazdami Stelmetem została przyjęta dosyć obojętnie. Kibice wciąż chcieli wymienić połowę składu, który udowodnił przecież na początku sezonu, że nie straszny mu Asseco Prokom, Trefl Sopot, czy też PGE Turów Zgorzelec. Z drużyną powinno się być na dobre i na złe. Nie sądzę jednak, że zmiany w składzie nie były konieczne. AZS opuścił Michael Kuebler, który był cieniem samego siebie sprzed 3 lat. W nieco innych okolicznościach z klubem rozstał się Jeff Robinson, jednak jego następca będzie znany w najbliższych dniach.
Dziwić może niechęć kibiców AZS do Pawła Leończyka. To przecież aktualny reprezentant Polski. Wydaje mi się, że trener Cizmić nie potrafił do końca wykorzystać umiejętności i potencjału popularnego "Leona". To przecież jeden z najbardziej wszechstronnych skrzydłowych w polskiej lidze. 26-latek bardzo dobrze radzi sobie z zagraniami typu pick n' roll oraz pick n' pop. Po odejściu Robinsona, to Leończyk pozostaje graczem z najbogatszym repertuarem zagrań podkoszowych, który może zaskoczyć hakiem z lewej bądź prawej ręki. Suche cyferki nie oddają w pełni tego, co Leon robi na parkiecie. Nikt nie wymyślił jeszcze statystyki, w której będzie można liczyć udaną defensywę na zawodniku drużyny przeciwnej. Nikt nie wymyślił statystyki, w której naliczane będą zastawienia na zbiórce, bądź umiejętne przepychanie rywala pod koszem, by partner z zespołu miał czystą drogę do penetracji podkoszowej. Leończyk jest ceniony przez szkoleniowców, ponieważ jest graczem od tzw. brudnej roboty.

Na koniec zostawiłem sobie kapitana AZS, Igora Milicicia. Tak, to prawda, najlepsze lata są za nim. Chorwat z polskim paszportem został obwiniony za słabą grę Akademików. Według niektórych kibiców, to on odpowiada za słabą formę zespołu. Należy pamiętać, że Milicić jest wciąż kapitanem i przywódcą drużyny, którą trzyma w całości. Z tego co wiem, reszta składu stoi murem za 36-latkiem, żaden z zawodników AZS nie widzi tej ekipy bez charyzmatycznego kapitana. Igor występuje w Koszalinie kolejny rok, jest pozytywną postacią, która jest kojarzona z naszym klubem, za co uważam, należy mu się ogromny szacunek. Poza tym, Milicić wniesie na parkiet spokój, opanowanie i konsekwencję w ofensywie. Kibice powinni pamiętać, że dla tak doświadczonych zawodników, wszelkie operacje i zabiegi są o tyle uciążliwe, że przez nie dojście do optymalnej formy wymaga nieco więcej czasu.
Mecz ze Stelmetem pokazał, że ta drużyna wciąż potrafi grać na równi z najlepszymi ekipami w Polsce. Nowy trener potrzebuje nieco więcej czasu, by poukładać defensywę, na którą bardzo naciska. Jestem pewny, że Zoranowi Sretenoviciowi przyda się dwutygodniowa przerwa, a efekty pracy serbskiego szkoleniowca będziemy mogli podziwiać już w półfinałowym meczu Pucharu Polski. Dodatkowo, drużynę wzmocni gracz na pozycję 3/4, a to powinno mieć swoje przełożenie na poprawę skuteczności rzutów z dystansu, które ostatnio ewidentnie zawodzą.