Zmiana klimatu, zła gospodarka wodna, niszczenie rzek i mokradeł – to wszystko prowadzi nas przed oblicze kryzysu, który poniekąd sami na siebie sprowadzamy. Ostatnie prawie bezśnieżne zimy nie pozwalają na regenerację zasobów wody po suchym lecie i jesieni. Do tego dochodzi coraz mniejsza wilgotność gleby oraz wysokie temperatury, które przyspieszają odparowywanie wody z gleby i zbiorników wodnych. Nasze gospodarowanie przestrzenią również przyczynia się do problemów z retencjonowaniem wody. Betonujemy coraz więcej zielonych przestrzeni, używamy nieprzepuszczających materiałów, z których woda paruje zamiast wsiąkać w glebę (np. kostka Bauma), wykaszamy roślinność, wycinamy drzewa. Ogromne znaczenie mają także nasze działania w ekosystemach rzecznych. Regulujemy rzeki, prostujemy ich brzegi, prowadzimy szkodliwe prace utrzymaniowe (pogłębianie koryt, odmulanie), które przyspieszają odpływ wody, budujemy tamy i bariery hydrotechniczne, osuszamy bagna. Zapominamy o tym, że to naturalne rzeki i ich doliny przeciwdziałają powstawaniu suszy, a mokradła są najlepszymi obszarami, zapewniającymi naturalną retencję.
Zagrożenie o którym zapominamy.
Temat suszy wciąż jawi się w naszym myśleniu jako poniekąd abstrakcyjny, nie wywołuje tyle strachu i emocji jak inne zagrożenia i może to właśnie jest przyczyną opieszałości rządzących w radzeniu sobie z tym problemem. Przed skutkami suszy nikt się nie ukryje. Woda to jeden z najważniejszych surowców naturalnych zapewniających nam istnienie. 2 lata temu straciliśmy na suszy 3,5 mld zł, w zeszłym roku ok. 3 mld zł, jakie straty czekają nas w tym roku? Największy udział w zużyciu wody ma przemysł – ok. 72%, sektor komunalny wykorzystuje 18% wody, a rolnictwo i leśnictwo 10%.*
W zeszłym roku skutki suszy odczuło 15 z 16 województw! Najgorzej jest w woj. łódzkim, gdzie w zeszłym roku skierniewiczanie zostali odcięci od dostępu do bieżącej wody. W tym roku również musimy liczyć się z podobnymi sytuacjami.
Brak wody poważnie wpłynie na rolnictwo, więc wszyscy odczujemy duży wzrost cen żywności. Kilogram marchewki za 40 zł, bochenek chleba za 15 zł – to nie scenariusz science fiction, a rzeczywistość, która może nas czekać! Przez zmianę klimatu wegetacja roślin została zaburzona. Ciepłe i bezśnieżne zimy sprawiają, że rośliny muszą zmierzyć się z brakiem odpowiedniej ilości wody już na początku sezonu wegetacyjnego. To wszystko mocno uderzy konsumentów po kieszeniach, co mogliśmy odczuć już w zeszłym roku widząc horrendalne ceny np. pietruszki czy kapusty.
Susza stanowi także poważne zagrożenie dla energetyki, która wykorzystuje ogromne ilości wody do chłodzenia bloków węglowych. W ciągu ostatnich lat zdarzały się dni, gdy ze względu na niski stan wód system energetyczny zbliżał się do awarii zasilania, a w 2015 trzeba było drastycznie ograniczyć dostęp energii (tzw. 20. stopień zasilania). Szukając ochłody w coraz gorętsze dni, ludzie kupują coraz więcej klimatyzatorów, a trend ten z roku na rok będzie wzrastał. Klimatyzatory pobierają bardzo dużo energii, czym dodatkowo obciążają systemy energetyczne, napędzając to błędne koło. Ponadto, kopalnie odkrywkowe i elektrownie poza niszczeniem środowiska, pozyskują także ogromne ilości wody, niekiedy pozbawiając lokalne społeczności dostępu do niej.
Bez cienia wątpliwości możemy stwierdzić, że elektrownie wodne również przyczyniają się do zwiększenia problemów środowiskowych w okresach niskich stanów wód – mówi Przemysław Nawrocki z Fundacji WWF. – Właściciele elektrowni są zainteresowani zgromadzeniem jak największej ilości wody w zbiorniku zaporowym i przepuszczaniem możliwie jak największej ilości wody przez turbiny. Może to skutkować zbyt małym przepływem wody w odcinku rzeki poniżej zapory – mniejszym niż tak zwany przepływ biologiczny, niezbędny do podtrzymania funkcji ekosystemu rzeki. A jedną z tych funkcji jest właśnie nawadnianie obszarów przez magazynowanie wody.
Działania na miarę XIX wieku.
Najwyższy czas odejść od anachronicznych i nieskutecznych działań hydrotechnicznych i podejść do suszy poważnie, odpowiedzialnie i zgodnie z najnowszymi osiągnięciami zarówno polskiej, jak i światowej nauki. Przede wszystkim powinniśmy odejść od planów regulacji rzek, budowania tam i barier hydrotechnicznych a także szkodliwych prac utrzymaniowych, które przyspieszają odpływ wody, zamiast zatrzymywać ją na lokalnych terenach – są to prace związane m.in. z pogłębianiem i odmulaniem koryt, wykaszaniem roślinności z brzegów i dna cieków. Tylko w latach 2016-17 przekopano blisko 18 000 km koryt małych rzek i potoków, przyspieszając tym samym spływ wody, którą za wszelką cenę powinniśmy przecież zatrzymywać.
Jako rozwiązanie deficytu wody w rzekach w miesiącach letnich proponuje się też gromadzenie wody w zbiornikach retencyjnych budowanych na rzekach. Jest to podejście całkowicie błędne, gdyż jedynie pogłębi problemy środowiskowe już występujące na rzekach w czasie upałów. Przykładem całkowicie chybionej inwestycji jest zbiornik Siemianówka, który miał dostarczać wodę dla Białegostoku. W rezultacie powstał akwen niespełniający swoich funkcji, wysiedlono całe miejscowości, coroczne zakwity toksycznych sinic stanowią zagrożenie dla zdrowia mieszkańców, a cenny przyrodniczo odcinek doliny górnej Narwi został bezpowrotnie zniszczony.
Musimy porzucić także plany przekształcenia największych polskich rzek w międzynarodowe drogi śródlądowe, gdyż doprowadzi to nie tylko do katastrofy przyrodniczej, ale pogłębi problem suszy.
Naprawić szkody, które sami sobie wyrządziliśmy.
Wodę powinno się retencjonować „w krajobrazie” (czyli w zlewni rzeki), zwłaszcza poprzez odtwarzanie osuszonych przez nas wcześniej mokradeł i renaturyzację zniszczonych rzek. Ważnym sprzymierzeńcem w tych działaniach są bobry, których działalność retencyjną można wycenić na 100 milionów złotych rocznie, a robią to za darmo! Powinniśmy lepiej chronić te zwierzęta i ich siedliska, a przede wszystkim nie rozbierać tam przez nie budowanych. Cały nasz kraj pocięty jest siecią rowów melioracyjnych, które w praktyce jedynie odprowadzają wodę – to jest ostatni dzwonek, by zacząć zatrzymywać ją w tych systemach za pomocą zastawek.
Zamiast budowy zbiorników retencyjnych należy prowadzić działania na rzecz renaturyzacji już zniszczonych rzek – mówi Przemysław Nawrocki. – Powinny one polegać przede wszystkim na odtwarzaniu naturalnego przebiegu koryta rzeki i zróżnicowania rzeźby dna, odtwarzaniu przerwanych połączeń nurtu rzeki ze starorzeczami, odbudowie strefy naturalnej roślinności nad brzegami rzek zapewniającej zacienienie koryta rzeki i przechwytującej biogeny spływające do rzek z terenów rolnych. W innym wypadku zmarnotrawimy publiczne pieniądze – sfinansujemy budowę zbiorników retencyjnych, które wygenerują wyłącznie koszty i kolejne środowiskowe problemy dla rzek i w żaden sposób nie pomogą nam w walce z suszą. Postulujemy także wprowadzenie opłaty retencyjnej dla rolników. Otrzymywaliby ją rolnicy, których tereny zostały zalane i nie mogą ich oni użytkować, lecz dzięki temu na ich gruncie gromadziłaby się woda, sprzyjając naturalnej retencji i podnosząc poziom wód gruntowych. W dobie suszy to właśnie rolnicy są pierwszą linią frontu walk – oni pierwsi odczuwają skutki suszy ale jednocześnie to właśnie oni mogą znacząco przyczynić się do zatrzymywania wody “tam gdzie spada”.
W walce z suszą wszystkie ręce na pokład!
Oszczędzanie wody w codziennych czynnościach przez nas wszystkich jest działaniem ważnym i powinniśmy je kontynuować, jednak to nie rozwiąże problemu suszy w naszym kraju. Problem dotyczy nas wszystkich, jest systemowy i wymaga systemowego podejścia. Do jego rozwiązania potrzebne są działania i decyzje na najwyższych szczeblach krajowych, w Wodach Polskich i w Ministerstwie Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej. Niedawno rząd ogłosił powstanie Krajowego Programu Stop Suszy. Mimo że powstanie tego planu to dobre działanie, jego założenia pozostawiają sporo wątpliwości. W Programie Stop Suszy wpisana jest cała lista przedsięwzięć hydrotechnicznych (m.in regulacja rzek, stopnie wodne na Wiśle i Odrze, budowa nowych zbiorników zaporowych), które w większości nie tylko nie poprawią stanu wód w Polsce, ale wręcz pogłębią problem suszy. Minister GMiŻŚ Marek Gróbarczyk zapowiedział wprowadzenie specustawy suszowej, pozwalającej bez formalności wcielać w życie zapisy projektu Stop Suszy. Czy pod pretekstem walki z suszą, będzie to gwóźdź do trumny polskich rzek?