Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Niech żyje free

Autor Robert Kuliński/ fot. Art Rut 26 Kwietnia 2015 godz. 11:35
Hasło „norweski jazz” okazało się być bardzo atrakcyjne dla koszalińskiej publiczności. Słuchacze stawili się w miniony wieczór w Centrali Artystycznej bardzo licznie. Wszystkie stoliki oraz spontaniczne przygotowane „dostawki” zostały zajęte.

Sprawcami całego zamieszania byli muzycy z północy Europy, którzy przywieźli ze sobą wspaniałą muzykę. Grupa Pocket Corner już po raz drugi odwiedziła Koszalin. Zespół dowodzony przez trębacza Didrika Ingvaldsena wystąpił dwa lata temu w nieistniejącym już lokalu BeWuA przy ul. Piastowskiej. Tym razem to Centrala stała się  miejscem prezentacji absolutnego, muzycznego mistrzostwa.


Kwartet wystąpił w dość nietypowym składzie, gdyż zabrakło kontrabasisty. Nie znaczy to jednak, że brzmienie grupy  pozbawione było głębi i pulsu. Rolę rytmicznego sidemana doskonale odgrywał młody gitarzysta Aleksander Grønstad. Oprócz nakreślenia energetycznej motoryki, niekiedy zahaczającej o iście czarny groove, wyczarowywał przestrzeń, po której ślizgały się  improwizacje dwóch instrumentów dętych.

Już od pierwszych minut występu słuchacze musieli przełączyć swoje myślenie o muzyce na nieco inne tory. Bardzo oszczędne w melodykę tematy, były szybko rozkładane na części pierwsze w szaleńczych popisach free jazzowego kunsztu. Dekonstrukcja  paradoksalnie spajała muzyków, którym muzyczna wolność widocznie i słyszalnie dodawała skrzydeł.


Z utworu na utwór solowe oraz zespołowe improwizacje stawały się coraz bardziej śmiałe i nieprzewidywalne, co wcale nie jest oczywiste, gdyż formuła free sięga przecież lat 50. ubiegłego wieku. Zespół Pocket Corner pokazał jednak, że wrażliwość i muzyczna inteligencja pozwalają muzykom „wycisnąć” nawet z najbardziej zastygłej stylistyki świeżość. To  niestety wciąż koszalińskim muzykom sprawia ogromne problemy.

Duet lidera grupy i saksofonisty Glenna Brun Henriksena perfekcyjnie rozpędzał całą machinę  dźwiękowych poszukiwań. Niekiedy  muzycy przerzucali sobie motywy, przekomarzali się, a nawet uskuteczniali prawdziwą muzyczną  kłótnię. Zabawy formą przybierał na sile,  co skumulowało się w utworze „Female insect”, gdzie koleżeński spór o dominację przybrał formę wzajemnego, prześmiewczego naśladowania swoich solowych partii.      

Nie sposób pominąć doskonałej gry perkusisty Ståle Birkelanda. Na pierwszy „rzut ucha” zachwycał arcymisrzowską techniką. Jednak nawet najbardziej szarlatańskie zbiegi bębniarza byłyby niczym, gdyby nie genialne wyczucie kompozycji, nastroju i  kierunku improwizacji kolegów z zespołu. To właśnie Brikeland otrzymał najpotężniejsze owacje, kiedy to na zakończenie koncertu lider przedstawiał muzyków.

Choć wieczór wypełniła muzyka wymagająca, to zespół został bardzo ciepło przyjęty, nawet przez tych, którym free jazz nie do końca pasuje. 

Następny artykuł