Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Reforma edukacji dotknie samorządy

Autor Robert Kuliński 27 Listopada 2015 godz. 6:10
Sześciolatki zostaną w przedszkolach, a gimnazja przestaną istnieć. O reformach w systemie szkolnictwa z Przemysławem Krzyżanowskim, obecnie wiceprezydentem miasta Koszalina, rozmawia Robert Kuliński.

Propozycja zmian w szkolnictwie, które chce wprowadzić nowy rząd, budzi wiele kontrowersji. Nauczyciele boją się o pracę. Rodzice mają różne opinie. O ocenę nowych posunięć władzy zapytałem Przemysława Krzyżanowskiego, który piastował funkcję wiceministra Edukacji Narodowej za czasów Joanny Kluzik – Rostowskiej.

Jak zareagował Pan na pomysł zmiany systemu edukacji, którego był Pan współtwórcą? Mam tu na myśli sześciolatki w podstawówkach.

- Nie jestem zaskoczony. Projekt był przedstawiany podczas kampanii wyborczej. Myślę, że wielką rolę odegrała tutaj akcja Stowarzyszenia i Fundacji Rzecznik Praw Rodziców „Ratujmy Maluchy”. Pomysł, aby powrócić do starego modelu może wydawać się prosty w realizacji, ale to bardzo trudny krok. Jest to przedsięwzięcie, na które trzeba patrzeć globalnie, a jego konsekwencje dotkną także samorządy.

Może przypomni Pan co leżało u podstaw reformy za czasów Pana pracy w Ministerstwie?

- Cała ta reforma obniżenia wieku szkolnego miała powodować to, że  nasze polskie dzieci pójdą - tak jak w większości krajów europejskich - w wieku sześciu lat do szkoły. Chcieliśmy także wyrównywać różnice między regionami i środowiskami.  Chodziło o środowiska wiejskie, gminno – miejskie i miejskie. Wystarczy popatrzeć w jaki sposób dzieci były wysyłane do przedszkoli na terenie naszego kraju. Jeśli chodzi o obszary wiejskie - był to wskaźnik wręcz tragiczny. Opieką przedszkolną objęte były z reguły dzieci w zerówkach, ewentualnie czasem znalazło się miejsce dla pięciolatków.

Ponadto, kiedy w szkole pojawiły się dzieci sześcioletnie, to samorządy zyskały dodatkowe środki finansowe, ponieważ jeden dodatkowy rocznik został objęty subwencją oświatową. Ona jest przyznawana tylko na te dzieci, które są w szkołach.

Jakie zagrożenia widzi Pan w kolejnej reformie, znowu zmieniającej system edukacji?

- Przede wszystkim nie będzie możliwe wypełnienie zapisów z 2015 roku, że wszystkie czterolatki, a od roku 2017 wszystkie trzylatki, mają prawo do opieki przedszkolnej. Obecnie planowana zmiana sprawi, że nie uda się nie zrealizować tego prawa względem dzieci trzyletnich, ponieważ cały rocznik sześciolatków wróci do przedszkola. To dotyczy także Koszalina, gdzie oczywiście zabezpieczymy miejsca, dla sześciolatków, pięciolatków i czterolatków, ale będzie problem z dziećmi trzyletnimi. Po prostu zabraknie nam miejsc w przedszkolach. Dzisiaj koszalińskie placówki mają pod swoją opieką 2750 maluchów. Dokładając jeden rocznik, zabraknie miejsc dla trzylatków. Tym bardziej, że wskaźnik wzrostu demograficznego w naszym mieście wynosi obecnie 25 procent. Jednak cóż robić, taka jest wola rządu. Można było to skonsultować z samorządami i jeszcze raz przemyśleć, ale widzę, że w tej materii nie ma żadnej woli dyskusji. Będzie to projekt poselski, czyli bez konsultacji społecznych.

W Koszalinie jednak nie będzie aż tak takiej tragedii, jak w małych miejscowościach. Myślę o małych wsiach naszego kraju. Tam nie będzie możliwości, żeby dzieci miały równy start w edukacji. Cały czas mówię o dostępie do przedszkoli.

Nie ma Pan Poczucia, że cała praca, ciężko przygotowana reforma idzie na marne, tylko z powodu zmiany barw u steru ?

- Nie da się ukryć, że teraz zmarnowane zostaną te pieniądze, które posłużyły do wprowadzenia nowych podstaw programowych i przeprowadzenia całej reformy. Jednak jak widać Prawo i Sprawiedliwość ze swojego pomysłu nie zrezygnuje, co na pewno nie spotka się z pozytywnymi opiniami samorządów terytorialnych, które będą miały ogromne kłopoty. Utracą środki finansowe, które były przekazywane na dzieci sześcioletnie w ramach subwencji oświatowej.

Jak by Pan odniósł się do powstającej w ten sposób luki w rocznikach szkolnych? Skoro dzisiejsze sześciolatki są w pierwszej klasie, a od nowego roku szkolnego dzieci sześcioletnie mają pozostać w przedszkolach - powstaje pusty rok.

- To kolejny aspekt tej reformy. My w Koszalinie mamy obecnie 81 dzieci, które w tym roku nie poszły jako sześciolatki do szkoły podstawowej. Rodzice skorzystali z prawa odroczenia. Czyli wiemy, że od pierwszego września w naszym mieście mamy pewne 81 osób, które rozpoczną edukację. Już dzisiaj wiemy, że w 12 szkołach podstawowych naszego miasta, możemy przygotować tylko po jednym oddziale pierwszej klasy. Jednak  i tak nasze założenia są zbyt wygórowane. Znajdą się na pewno tacy rodzice, którzy poślą dzieci do szkoły w wieku sześciu lat, a tym bardziej, że w nadchodzącym roczniku będzie to miało wiele korzyści. To bardzo proste. W tym „pustym roczniku”, który się zapowiada, będzie zdecydowanie łatwiej dostać się do wymarzonej szkoły ponadgimnazjalnej. To oczywiście przeniesie się na dalszy etap edukacji i maturzyści „pustego rocznika”, będą mogli swobodnie przebierać w ofertach uczelni wyższych. To będzie tak nieliczna grupa - dostanie się np. na medycynę, czy prawo - nie będzie wielkim problemem.

Do tego dochodzą jeszcze zwolnienia nauczycieli.

- Naturalnie, nauczyciele którzy teraz są wychowawcami klas trzecich szkół podstawowych, czekają na 1 września, by objąć pierwsza klasę. 12 szkół podstawowych, co daje nam 12 nauczycieli, którzy nie są pewni, czy będą mieli pracę. Ten „pusty rocznik” będzie przechodził na kolejne szczeble edukacji i będzie to problem. Tym, którzy uczą konkretnego  przedmiotu, będzie brakować godzin. Podobnie stanie się też z naborem do gimnazjów, o ile one pozostaną. No i tak samo jeśli chodzi o szkołę średnią. Na przykład w Koszalinie nie będzie można zaplanować kilku oddziałów klas pierwszych, będziemy mieli do dyspozycji pięć, może sześć. To oczywiście będzie się wiązało ze zwolnieniami.

Minister Zalewska twierdzi, że gimnazja to najgorsze szkoły pod względem wychowania i edukacji. Skoro tak mówi minister, to dlaczego wcześniej nikt nie podjął się ich likwidacji?

- Osobiście nie byłem wielkim zwolennikiem reformy systemu z 1999 roku, który był dobry, czyli ośmioletnia szkoła podstawowa, czteroletnie licea i pięcioletnie technika. Niepotrzebnie wtedy majstrowano przy systemie edukacji. Całe szczęście, nie doszło do pełnej realizacji założeń tej reformy, bo ówcześni rządzący chcieli także zlikwidować technika. Kilka innych pomysłów również się nie przyjęło, jak np. licea profilowane. Zostały natomiast gimnazja. Po 16 latach ich funkcjonowania uważam, że działają całkiem dobrze.  W Koszalinie zrobiliśmy dobrą robotę, doposażając te placówki. Nie można pominąć, iż z własnych środków zapewniliśmy uczniom wsparcie ze strony psychologów.

Działacze Związku Nauczycielstwa Polskiego już oburzają się, że  minister likwidując gimnazja, pozbawi wielu z nich pracy, jak Pan to widzi?

- Pani minister Zalewska mówi, że absolutnie nie, że będzie priorytet przyjmowania. Jaki może być ten priorytet, skoro dzisiaj w Koszalińskich szkołach średnich nauczyciele, nierzadko są zatrudnieni na części etatów? Aby uzbierać godziny, pracują w kilku różnych placówkach. Poza tym, żaden z dyrektorów szkoły średniej – nie mówiąc już o zawodowej, gdzie jest zupełnie inny program nauczania – nie będzie zainteresowany zatrudnianiem nauczyciela z gimnazjum.
   

Myślę, że podobnie będzie w szkołach podstawowych, choć tutaj widzę więcej możliwości i nauczyciele przedmiotu mogą rzeczywiście znaleźć pracę, ale na pewno nie wszyscy. Myślę, że to będzie duży problem. Nie sądzę, żeby więcej niż 30 proc. znalazło zatrudnienie - w Koszalinie 70 osób z 280. Jednak nie można też zapomnieć o administracji i obsłudze. Ci ludzie na pewno stracą pracę i nie będzie im łatwo znaleźć nowe zatrudnienie.     

Trzeba też pamiętać o tych gimnazjach, które są np. jedyną szkołą w danej miejscowości.

- Rząd obecnie nie myśli o takim aspekcie tej reformy. Priorytety dla nauczycieli zwalnianych z gimnazjów, można zastosować w całkiem łatwo w miastach na prawach powiatu, jak Koszalin. Jednak co z gminami typu Będzino, gdzie mamy gimnazjum w Tymieniu. Pytam retorycznie - do jakiej szkoły średniej ci nauczyciele zostaną zatrudnieni, skoro akurat ta gmina nie prowadzi tego typu szkół? Oczywiście nie mają żadnych szans na pracę. Takie problemy pojawią się na terenie całego kraju.

Dodatkowo trzeba będzie na nowo napisać ramy programowe. Wrócić do klasy siódmej i ósmej, wydać ogromne pieniądze na nowe podręczniki, które trzeba przecież jeszcze wydrukować. To samo na poziomie szkoły średniej. To bardzo trudny i kosztowny proces zmian, moim zdaniem zupełnie niepotrzebnych.

Dziękuję za rozmowę.