Próżno szukać tego filmu w koszalińskich kinach, mimo to zdecydowaliśmy się zamieścić jego recenzję, bo film to ważny i może warto go do nas ‘ściągnąć” – oczywiście legalnie i do kin.
Autorka, która opowiada o zauroczeniu homoseksualizmem księdza, nie chciała po prostu wywołać skandalu ani nawet piętnować Kościoła katolickiego, który ostatnio jest zabrudzone licznymi aferami pedofilskimi, zwyczajnie - nikt nie jest czysty….
Rzeczywiście, film „W imię…” to jest przede wszystkim opowieść o samotności człowieka, którego uczucie jest podwójnie napiętnowane. Żyje na prowincji, tam gdzie nie toleruje się zwyczajnie inności, ale również dlatego, że jako kapłan powinien nosić w sobie tylko jedną jedyną miłość – do Boga.
Główny bohater z wielkim oddaniem prowadzi obóz dla trudnej młodzieży na mazurskiej wsi. Wygłasza mądre kazania, ale nie jest świętym. Ma ludzkie słabości i potrzeby. Strasznie tęskni za bliskością drugiego człowieka. Na Skypie pyta siostrę, która wyemigrowała do Kanady czy ma się do kogo przytulić jak jest jej źle??. Swoje napięcie rozładowuje uprawiając jogging, ale kiedy już naprawdę nie może wytrzymać, wtedy sięga po alkohol. Szumowska wcale nie ocenia ani nie piętnuję, po prostu pokazuje dramat. Dzięki znakomitej kreacji Andrzeja Chyry jest ogromnie przejmujący.
„W imię…” w Berlinie zostało dobrze przyjęte. Krytyk Andreas Klib, napisał, że „Choć Szumowska nie odkryła nowych rejonów kina, to jednak znakomicie pokazała wewnętrzne rozterki człowieka. To, co się kryję pod skórą jej bohatera”. Natomiast „The Hollywood Reporter” ocenił, że „Rzadko się zdarza, by niepokój seksualny dotykający księży został pokazany z taką wrażliwością”. Chwalono również kreację aktorów, przede wszystkim Andrzeja Chyry, który „tworzy bezbłędny portret pełnego ludzkich słabości księdza, od pierwszych scen nawiązując dialog z widzami”.