Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Afera goni… aferę

Autor Wojciech Kukliński / rozmowa z R. Wolnym - Paweł Kaczor / Ilustracja przedstawia skan pierwszej strony jednego z wydań Głosu Koszalińskiego 1 Października 2014 godz. 17:51
Rafał Wolny. Dziennikarz poszukujący afer. Często, jako autor publikacji trafia na czołówki najpoczytniejszej w regionie gazety codziennej. Problem w tym, że z tych afer najczęściej nic nie wynika. No, może wynika… Bo coraz większe problemy ze swoimi aferami ma autor.

Rafał Wolny, to dziennikarz niepokorny. Tak chciałby być  przynajmniej spostrzegany. Podejmując  się pracy dziennikarskiej w posiadającym największe czytelnictwo dzienniku powierzono mu obowiązki relacjonowanie meczy koszykarzy AZS Koszalin  w redakcji internetowej. Szybko jednak uzyskał pozwolenie na publikowanie artykułów o koszalińskich aferach. Najgrubsza miała być afera gruntowa. Nie, nie ta, przez którą rząd PiS-Samoobrona musiał poddać się do dymisji… Wolny zakwestionował fakt, że ktoś, tu w Koszalinie nabył nieruchomość w publicznym przetargu… Zapłacił najwięcej i został tym złym!  Dlaczego zapłacił tak mało – pyta Wolny, i nie chce zrozumieć, że nikt nie chciał  zapłacić więcej. Ot, takie prawo rynku.

 

Wolny jako tropiciel afer przeszedł sam siebie w materiale, który zatytułował  “Platforma reklamowa”. Zarzucił w nim, że większość billboardów I słupów reklamowych w Koszalinie należy do osób i firm związanych z Platformą Obywatelską. Ów dziennikarz zapomniał, że pracuje na etacie w firmie, której właścicielem jest Polskapresse Spółka z o.o. Niemiecki właścieciel Polskapresse zdołał zmonopolizować rynek dzienników regionalnych w Polsce. I to na tyle, że bodaj tylko cztery regionalne w całym kraju nie należą do niego. O tym ani Wolny, ani redakcja nie poinformowała. Ale to pestka.

 

Wolny wykrył, że w Koszalinie prowadzone są “Remonty bez wyobraźni”. W wielu grzmiał: “Czytelnicy”  - remonty bez wyobraźni trwają w całym mieście”. A tymczasem w materiale autor Wolny powołał się na niezadowolenie już tylko jednego (nazwisko oczywiście do wiadomości redakcji) Czytelnika… Krytyka jednego Czytelnika nie zyskałaby jednak czytelnictwa, więc nasz niestrudzony tropiciel afer poszukał kilku, a może nawet kilkunastu niezadowolonych Czytelników.

 

Mało? No to proszę kolejny przykład. Rafał Wolny, niezależny dziennikarz postanowił pójść za oświadczeniem zarządu KU AZS Politechniki Koszalińskiej.

W ten sposób powstał materiał “(P)iłka (R)ęczna (K)ona. Za nic miał deklaracje ówczesnego prezesa tej spółki. Wolał ufać swoim donosicielom. Dziś, tak jak zapewniał wcześniej prezes PRK możemy Rafała Wolnego oraz cały zarząd KU AZS Politechniki Koszalińskiej zaprosić na kolejny mecz zespołu prowadzonego przez Piłkę Ręczna Koszalin S.A…

 

Ostatnio Wolny jako dociekliwy reporter próbował zelektryzować koszalinian. Odkrył bowiem, że wadliwie zasilana jest w elektryczność budowa aquaparku. Tym razem dał wiarę pracownikowi-stażyście, który już przestał pracować na tej budowie. Kolejna afera to… Wolny! Tak. Rafał Wolny jako bezstronny dziennikarz, który dał się poznać jako autor krytycznych materiałów przede wszystkim wobec obecnie piastujących władzę. Niemal zawsze w nich chodzi o to, by w sposób pośredni lub bezpośredni zaszkodzić obecnie rządzącym.

 

Chyba nie zdarzyło mu sie zająć krytycznego stanowiska wobec Politechniki Koszalińskiej, czy Artura Wezgraja. Dlatego też w gabinecie cieni Wezgraja, jako ewentualnego zwycięzcy wyborów prezydenckich w Koszalinie Wolny uchodzi za kandydata numer jeden do posady rzecznika prasowego. - - Pana Rafała Wolnego znam dość słabo. Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałem. – twierdzi Artur Wezgraj.

 

Dodajmy, że Wolny jako dziennikarz pracował w “Głosie Pomorza”, Dzienniku Miasto, Kurierze Koszalińskim oraz współtworzył portal internetowy K21. Wszystkie te tytuły dziś są już historią. Przetrwał tylko Wolny. Dziś jest na topie i publikuje w dzienniku, który z dnia na dzień traci Czytelników.

 

 

Poniżej nieautoryzowany zapis rozmowy z Rafałem Wolnym, którą przeprowadził w środę, 01.10.2014r. w siedzibie redakcji „Głosu Koszalińskiego“ dziennikarz ekoszalin.pl.

 

 

-  Czy prawdą jest to, że został Pan zatrudniony przez Media Regionalne na stanowisko dziennikarza redakcji on-line do prowadzenia relacji z meczów koszykarzy, drużyny AZS Koszalin?

- A jaki jest kontekst tego pytania?

 

- Badam różne sprawy, m.in. interesuje mnie ta. Po prostu chce ustalić fakty.

- To musi Pan powiedzieć jaki jest kontekst. Bo nie mogę bez kontekstu odpowiadać na pytanie, które dotyczy strefy prywatnej. To jest pytanie, które w ogóle Pan powinien skierować do moich przełożonych, nie do mnie. Bo to jest kwestia tajemnicy między nimi, a mną. Dlatego pytam Pana jaki jest kontekst tego pytania.

 

- Po prostu interesuje się tą sprawą i chciałbym ustalić pewne fakty. Oczywiście może Pan odmówić komentarza w tej sprawie.

- Czyli nie chce podać Pan kontekstu?

 

- Nie.

- A dlaczego?

 

- Po prostu.

- Nie może Pan nie podać kontekstu. Szkoda trochę, że Pan nie zdecydował się przejść do tego Radia Eska, bo tam by jeszcze Panu może uratowali karierę dziennikarską, bo musi Pan podawać kontekst pytania, jeżeli Pan zadaje takie pytanie.

 

- Rozumiem. Czyli nie uzyskam odpowiedzi na te pytanie, tak?

- Nie dopóki ja nie usłyszę kontekstu.

 

- Dobra. W takim razie przejdźmy do następnego pytania. Bardzo często wskazuje Pan nieprawidłowości w funkcjonowaniu jakiś spółek. Skąd u Pana taki zapał, żeby się zajmować takimi tematami?

- Na tym polega mój zawód.

 

- Na tym polega Pański zawód. Pan zawsze chciał wykrywać takie nieprawidłowości czy po prostu to…

- Nie rozumiem pytania.

 

- W ten sposób Pan odpowiada – ok. To może inaczej…

- Lepiej by było podejrzewam, jakby Pan przysłał osobę, która te pytania Panu przygotowała wówczas pewnie by wiedziała jaki jest ich kontekst. Bo pańskie nazwisko to raczej jest znane z tego, że podpisywane są nim cudze teksty.  Szkoda dla Pana, ale to akurat pański wybór i pański charakter.

 

- Pańskie zdanie. Ok – inne pytanie. Dotychczas dał Pan się poznać jako krytyk obecnej władzy i spółek miejskich. Jak Pan to skomentuje?

- Co znaczy dotychczas?

 

- Dotąd. W dotychczasowej Pana pracy w Głosie Koszalińskim.

- W Głosie Koszalińskim. A zna Pan moją pracę przed Głosem Koszalińskim?

 

- Mówię o pracy w Głosie Koszalińskim.

- No nie, bo moja praca w Głosie Koszalińskim to jest raptem 1/4 mojej kariery dziennikarskiej. Więc nie jest Pan przygotowany. Czy zna Pan moją pracę przed Głosem Koszalińskim?

 

- Przed Głosem Koszalińskim nie zapoznałem się.

- Proszę się przygotować do rozmowy.

 

- A jeśli miałby to Pan skomentować tylko odnośnie pracy w Głosie Koszalińskim? Te teksty, które Pan pisał dla Głosu Koszalińskiego jeśli chodzi o krytykę obecnej władzy, spółek miejskich.

- A jakie było pytanie?

 

- Proszę, aby skomentował Pan kwestię tego, że dotąd z pracy w Głosie Koszalińskim chodzą głosy, że dał się poznać Pan jako krytyk obecnej władzy…

- Ale chodzą głosy czy to jest pańskie zdanie?

 

- To jest i moje zdanie i również tak słyszałem.

- Proszę podać przykład.

 

- Przykładem mogą być różne pańskie artykuły. Nie podam teraz konkretnie…

- Proszę podać konkretnie. Chce wiedzieć czy Pan gdzieś widzi jakiś problem w jakimś artykule. Są to artykuły tylko i wyłącznie oparte na faktach. Stąd Pana proszę o przykład.

 

- Rozumiem na te pytanie również nie uzyskam

- Wie Pan trudno uzyskać komentarz, jeśli ja nie rozumiem o co Pan pyta tak na dobrą sprawę. Pomijam, że jest Pan nieprzygotowany. Może Pan być nieprzygotowany, bo to nie są pańskie pytania, ale no proszę mi pomóc odpowiedzieć na pytania to znaczy zadając je konkretnie, a nie ogólnie.

 

- Dobrze to w takim razie konkretnie. Proszę wskazać jakiś jeden krytyczny artykuł, którego Pan był autorem, wobec Artura Wezgraja bądź Politechniki Koszalińskiej. Czy takowy sobie Pan przypomina?

- Nie przypominam sobie jakichkolwiek krytycznych artykułów wobec kogokolwiek. Pisze wyłącznie o faktach, nie piszę o osobach.

 

- Oczywiście. A któraś z rzekomych afer o których Pan pisze…

- Z rzekomych afer?

 

- Tak to nazwę.

- To proszę powiedzieć z jakich rzekomych afer.

 

- Chociażby jakieś nieprawidłowości w różnych spółkach…

- Konkretnie. Rzekoma afera. Jaka to jest rzekoma afera? Bo rzekoma to nieprawdziwa tak? Więc proszę powiedzieć jaka rzekoma afera została wykryta przeze mnie.

 

- Inaczej wobec tych afer, które Pan wykrył, tych materiałów, które Pan opisuje, które Pan prowadził, które Pan opisał – jakieś uchybienia o których Pan ostatnio pisał, np. jeśli chodzi o aquapark. Dlatego pytam się czy którakolwiek z tych spraw zakończyła się postawieniem jakichkolwiek zarzutów?

- W momencie zakończenia opisywania danej sprawy przestaje się jej przyglądać więc nie wiem.

 

- Rozumiem. Jeśli chodzi... oczywiście może Pan nie udzielić odpowiedzi... jeśli chodzi o obecne…

- Dziękuję.

 

- … o obecne sprawy, które są. Czy są obecnie prowadzone sprawy sądzone przeciwko Panu?

- Tak mnóstwo.

 

- A jeśli mógłby Pan określić ich ilość…

- Nie jestem w stanie spamiętać.

 

- A czego one dotyczą?

- Przechodzenia na czerwonym świetle, ustalenia ojcostwa, obnażania się w miejscach publicznych i tego typu rzeczy.

 

- A czy któreś z nich są związane z pracą w Głosie Koszalińskim?

- Tego Panu nie mogę powiedzieć.

 

- Rozumiem. I ostatnie pytanie – czy po ewentualnym zwycięstwie Pana Artura Wezgraja w wyborach samorządowych jeśli zostałaby Panu zaproponowała funkcja rzecznika prasowego czy zgodziłby się Pan?

- Nawet jeżeli diabeł w piekle zaproponowałby mi funkcję rzecznika prasowego to oczywiście, że bym się zgodził jeżeli miałbym za to dostać możliwość życia wiecznego chociażby.

 

- A przypuśćmy…

- Już Pan przypuścił.

 

- Czyli Pana odpowiedź jest taka, że byłoby zaproponowane przez…

- Nie, nie. To nie była taka odpowiedź. Ma Pan nagrane więc proszę sobie odtworzyć.

Czytaj też

Weryfikowałem i byłem weryfikowany

Wojciech Kukliński - 22 Października 2014 godz. 16:53
Wojciech Kukliński rozmawia z Markiem Kęsikiem, byłym przewodniczącym Rady Miejskiej w Koszalinie, byłym radnym sejmiku i aktualnie kandydatem PO w nadchodzących wyborach. - Jakie pierwsze pytanie zadawał Pan weryfikowanym w stanie wojennym dziennikarzom? - Rozczaruję Pana. Ja nie byłem od zadawania pytań. Podczas pracy w komisji siedziałem cicho...  Byłem stremowany. To dopiero był mój trzeci dzień pracy w Komitecie Wojewódzkim PZPR. Od zadawania pytań byli inni.   -Skąd zatem opinia, że był Pan „żarliwym weryfikatorem“? -To kłamstwo. W internecie można znaleźć notatkę z postępowania komisji, i jeśli    przeczytamy jej skład będziemy wiedzieć, kto mógł, i kto zadawał pytania. Z drugiej strony upubliczniona notatka nie przekazuje nam pełnej informacji o składzie komisji. Brakuje w niej dwóch najbardziej aktywnych i najbardziej zorientowanych jej członków. Mam tu na myśli redaktorów naczelnych gazety i radia.   -Jaki był efekt prac komisji weryfikacyjnej? -Oficjalnie nasze postępowanie zakończyło się pozytywną weryfikacją zespołów dziennikarskich prasy i radia, które „prawidłowo realizowały wytyczoną przez partię linię programową“. Jedyną ofiarą tej komisji była młoda, pracująca dopiero od roku dziennikarka gazety. Jak mi po latach sama powiedziała,  fakt, że trafiła do pracy w organie partyjnym, bo wówczas wszystkie dzienniki były organami partyjnymi, uważała za błąd.  W kolejnych latach z tą Panią współpracowałem przy realizacji, między innymi dwóch wydawnictw.     -Czy odczuwa jakąś urazę do Pana? -Myślę, że nie. Na pewno nasze poglądy na temat tamtego okresu różnią się. Z pewnością jednak nie mamy w stosunku do siebie żadnych złych emocji.   -Proszę powiedzieć, tak po ludzku: wstydzi się Pan tego fragmentu swojego życiorysu? -To trudne pytanie. Do partii trafiłem, bo to naturalna droga dla chłopaka wychowanego w wojskowej rodzinie...  Dzięki pracy w komitecie przez trzy lata studiowałem w Moskwie, a z tego okresu mam wiele niezwykle pozytywnych wspomnień. Odpowiadając jednak na pańskie pytanie wprost, to dziś na pewno nie chciałbym być członkiem komisji weryfikacyjnej - jakiejkolwiek.     - Weryfikator, to pojęcie co jakiś czas wraca do Pana jak jakiś najczarniejszy sen... - ... wraca, oj wraca. Podczas rządów PiS poprzez wzmożoną aktywność prokuratorów, w tym prokuratury IPN wyjaśniano pracę tej komisji. Owe postępowanie oprócz medialnej wrzawy nic nie przyniosło. Fakt, że weryfikatorzy ze stanu wojennego byli pod lupą prokuratora był dla dziennikarzy bardzo atrakcyjny, ale o zakończeniu tych postępowań żaden z nich nie poinformował.   - A dlaczego dziś, znów wokół Pana, i tej sprawy zrobiło się głośno? - Jest zapotrzebowanie na tego typu walkę polityczną. Mnożenie podziałów, sianie nienawiści. Fakt, że ja, były działacz SLD znalazłem się na liście PO, ktoś uznał za świetny moment do zaatakowania Platformy. Zostałem w tej sprawie użyty przedmiotowo.   - Pamiętam także fakt, że chciano Pana usunąć ze stanowiska dyrektora gazowni. Dobrze pamiętam? -Tak. Raz zostałem z przyczyn politycznych wyrzucony z pracy, a raz zawieszony. Dzięki poparciu załogi, w tym także Rady Pracowniczej i mojej sądowej walki zostałem przywrócony do pracy i jak Pan widzi do dziś tu pracuję   -A czy przed podjęciem decyzji o ponownym ubieganiu się o mandat radnego wojewódzkiego rozmawiał Pan z szefem zachodniopomorskiej PO o swojej mało chlubnej przeszłości? -Nie rozmawiałem. Propozycję współpracy  złożyły mi koszalińskie władze PO. Nikt mnie o to nie pytał, a ja myślałem, że sprawa sprzed 32 lat, o której było już tyle razy głośno jest powszechnie znana, i  jest zakończona. Przecież już  trzykrotnie startowałem w wyborach, i za każdym razem uzyskiwałem mandat zaufania społecznego. Obecne zaproszenie uznałem za docenienie mojej pracy społecznej.   -Właśnie, to w dużej mierze dzięki Pana osobistemu zaangażowaniu  koszykarze AZS Koszalin dziś występują w ekstraklasie. -Jest mi miło, że ktoś o tym wspomina. Rzeczywiście udało mi się w ciężkich dla sportu czasach, w których nie było zasad i reguł prowadzenia profesjonalnej drużyny, utrzymać dla Koszalina ten zespół. Doskonale pamiętam mecz w Zgorzelcu dający nam upragniony awans do ekstraklasy. To był kapitalny pojedynek w wykonaniu zespołu prowadzonego przez świętej pamięci trenera Jerzego Olejniczaka. Gwiazdą spotkania był Sebastian Balcerzak. Do dziś mam kasetę z tym meczem.   - A ja pamiętam Pana, gdy jako przewodniczący Rady Miejskiej przeforsował Pan uchwałę dającą AZS Koszalin możliwość pozyskania koszykarza zza oceanu. - Dziś nikogo nie dziwi fakt, że miasto dbając o swoich obywateli przeznacza co roku na sport zawodowy ponad dwa miliony złotych. Wówczas, gdy po raz pierwszy zdobyliśmy się na taką promocję Koszalina poprzez sport, uznano nas niemal za szaleńców. Czas jednak pokazał, że to działanie było słuszne. Gwiazdy ściągają na widownie nie tylko kibiców, ale i naszą młodzież, która w swoich marzeniach chce być taka jak one.   - Na koniec proszę powiedzieć, czy Pańska krytyka Politechniki Koszalińskiej wynika z Pana strategii politycznej? - Nie. Sam jestem  absolwentem tej uczelni. Kocham Koszalin i chcę być dumny z pozycji uczelni, którą ukończyłem. Zatrudniam sześćdziesięciu sześciu inżynierów, którzy swoją wiedzę zdobywali w naszej Politechnice. Obecną  słabość uczelni, która we wszystkich rankingach plasuje się niemal na samym dnie upatruję w tym, że władze uczelni, a przede wszystkim jej kanclerz wciągnął ją w walkę polityczną. Moim zdaniem właśnie ten fakt spowodował, że powstała, wydająca najpierw dziennik, a później tygodnik „Miasto“ spółka PerMedia. Właśnie w tej  spółce, która ostatnio stała się słynna dlatego, że była organizatorem darmowego koncertu zespołu „Wilki“ uczelnia przez kilka lat utopiła najprawdopodobniej cztery miliony złotych.  Politechnika wykupowała bowiem w PerMedia z jednej strony reklamy, a z drugiej jako współwłaściciel pokrywała straty jakie ona przynosiła. Łącznie to, o ile wiem, około czterech milionów złotych. Olbrzymie pieniądze.  Jestem pewien, że przyjdzie jeszcze czas, i znajdą się na uczelni odpowiedzialni ludzie, którzy będą chcieli dokonać pełnego rozliczenia polityki finansowej prowadzonej przez obecnego kanclerza.   -Dziękuję za rozmowę